czwartek, 24 lipca 2008

WOLNOŚĆ JEST DAREM BOGA


  • Film dokumentalny
  • Produkcja: Polska
  • Rok produkcji: 2006
  • Dane techniczne: Barwny. 49 min.
  • Reżyseria: Cezary Ciszewski
  • Zdjęcia: Cezary Ciszewski
  • Montaż: Dariusz Cieszkowski
  • Produkcja: Telewizja Polska - Agencja Filmowa

Narkotyki wciągają jak bagno - to prawda stara i banalna, a jednak stale ktoś wpada w pułapkę z tą samą naiwną wiarą, że w każdej chwili, jeśli tylko zechce, będzie mógł się z niej wydostać. Wpadł w nią również autor tego filmu. Cezary Ciszewski, rocznik 1970, należał do tych młodych, zdolnych, którym w dodatku dopisuje szczęście. Absolwent geologii UW, od pierwszego roku studiów współpracował z radiem, zdobywając dziennikarskie szlify. Później przez kilka lat przebywał w Holandii jako korespondent. Gdy wrócił w 1996 r., od razu trafił do TVP. Tu robił reportaże interwencyjne, materiały reporterskie do "Kuriera Warszawskiego". Jednocześnie studiował realizację w łódzkiej filmówce i kręcił własne filmy dokumentalne, pisał scenariusze. Został redaktorem naczelnym miesięcznika "Hip-Hop Archiwum", a w regionalnej TVP3 prowadził pierwszy w publicznej telewizji program poświęcony hip-hopowi. Popularność przyniósł mu telewizyjny program "Muzyka łączy pokolenia", którego był pomysłodawcą i współprowadzącym. Był na fali, wszystko mu się udawało. Chciał zrobić coś oryginalnego, odważnego, niecodziennego. Uznał, że taki może być film o warszawskich squattersach - narkomanach. Przystępując do pracy nad "Wolnością...", nie przypuszczał jednak, jakie będą skutki tego kroku. Dziś mówi, że gdyby mógł cofnąć jedną jedyną decyzję w swoim życiu, to ten film by nie powstał. Bo choć od ponad roku "nie bierze", uzależniony od heroiny będzie już do końca życia. Wszystko zaczęło się w starej, na pół zrujnowanej, ale noszącej jeszcze ślady dawnej świetności, kamienicy w centrum Warszawy, przy ul. Foksal 13. Opuszczone mieszkania na trzech jej piętrach podzieliło między siebie kilkudziesięciu punków, narkomanów i ulicznych grajków. Wśród nich byli także bohaterowie tego filmu: Czarek, Eryka, Ola, Młody, Poziomka i inni. Byli, bo wielu z nich odeszło już na zawsze. Chcąc się do nich zbliżyć, lepiej poznać, zobaczyć, jak naprawdę żyją, autor filmu zdecydował się wejść na dłużej w tę mikrospołeczność. Stał się ich częstym gościem, a w końcu jednym z nich. Dzień narkomana dzieli się na "grzanie" i zdobywanie pieniędzy na towar. Ola potrafi zebrać nawet tysiąc złotych, a przeciętna dniówka narkomana to 200-300 zł. Na towar potrzeba przynajmniej stówę. Z czasem coraz więcej. W przerwach się gada, śpi, gapi w telewizor. Kpi się z tych, co gonią za pieniędzmi i karierą, co stali się niewolnikami konsumpcyjnego stylu życia. Tak jakby zniewolenie przez nałóg było wyższą formą istnienia. Lokatorzy Foksal 13 mieli też ambicje artystyczne. Jedni grali na instrumentach, inni malowali, pisali własne wiersze albo przynajmniej czytali cudze. Początkowo widok wbijanej w ciało strzykawki budził odrazę Cezarego, mdlił go. On, który bał się nawet zwykłego pobierania krwi, nie wyobrażał sobie, że mógłby sam w ten sposób brać. Zwłaszcza kiedy patrzył, jak pozbawieni już praktycznie żył młodzi ludzie godzinami szukają na swoim ciele miejsca, gdzie jeszcze mogliby się wkłuć. Widział, jak wstrząsają nimi drgawki i tiki, jak skręcają się z bólu - nerek, kręgosłupa, zębów. Był pewien, że jego to nie dotyczy. Ale gdy wkrótce palenie skrętów przestało mu wystarczać, sięgnął po strzykawkę. Potem za mało było mu już tego, co dostawał od gospodarzy na Foksal, zaczął dokupować dla siebie dodatkowe dawki heroiny. Zrozumiał wtedy, że jego nowi znajomi nie byli jakimś odrębnym gatunkiem. Byli tacy jak on. Resztę zdziałała "hera". Gdy przyszło otrzeźwienie, Cezary załatwił wszystkim z Foksal 13 detoks w Monarze poza kolejką. Przez chwilę uwierzyli, że wyjdą z uzależnienia, poczuli się silni i pewni siebie. Inni, pamiętając kolegów, co przechodzili odtruwanie nawet kilkadziesiąt razy i jak bumerang wracali do "grzania", nie robili sobie większych złudzeń. Wiedzieli, że wrócą do dawnych praktyk. Ćpają, bo lubią, bo muszą, bo chcą. Bo bez tego życie jest "chujowe". A z tym?

środa, 23 lipca 2008

Linkin Park - Leave Out All The Rest

Linkin Park – kalifornijski zespół pochodzący z Los Angeles, grający crossover.

wtorek, 22 lipca 2008

Fotka promująca 4 sezon Prison Break.


Stacja FOX opublikowała fotkę promującą nadchodzący sezon Prison Break.

piątek, 11 lipca 2008

...dar życia...

..."Nie po raz pierwszy przeklinałem bogów za stworzenie nas śmiertelnymi, za obciążenie nas, jedynych w świecie zwierząt, wiedzą o tym, że wielki dar życia i świadomości jest nam tylko pożyczony, a nie ofiarowany na zawsze."...

czwartek, 10 lipca 2008

Przemyślenia...

Każdy z nas na swój sposób szuka w życiu przygód, bo ile byłoby ono warte bez dreszczyka emocji, bez sprawdzenia się, bez pogoni za czymś, co może nawet nie istnieje. Zazwyczaj w końcu okazuje się, że lepsze było gonienie króliczka...

środa, 9 lipca 2008

Jak popełnić samobójstwo?

Witam. Jako że znowu mam dobry (czarny) humor i jest wspaniale chciałbym w swojej niezmierzonej dobroci przedstawić wszystkim zainteresowanym 10 sposobów na popełnienie samobójstwa w tych ciężkich czasach.
1. Klasyczny.

Coś dla miłośników szydełkowania. Sznurek + pętelka. Ewentualnie dla zwolenników majsterkowania możliwość wykonania własnego stołka pod nogi. Stanowczo odrazam te z Ikeii. Są dosyć zawodne. Na końcu dosyć długiego, ale też niezbyt (nie muszę chyba dodawać, że nie może sięgać do podłogi?) sznurka wiążemy idealną pętelkę z miejscem na wciśnięcie ustrojstwa na głowę oraz pierdolnikiem pozwalającym zawiązać nam rzeczoną pętelkę na szyji. Można uwiązać ją do żyrandola, klamki, ewentualnie w Castoramie możemy zakupić haki do podczepiania w suficie. Fanatykom polecam skonstruowanie własnego i jedynego w swoim rodzaju szafotu. Plany budowy dostępe są na wielu stronach al kaidy i innych skrajnych organizacji islamskich. Chyba nie muszę opisywać tego co należy zrobić stojąc już na stołku z pętelką na szyji? Możecie sobie włączyć "Danzel - Pump it up" i poskakać po stołku, powoli przesuwając się do jego krawędzi. Dla bardziej delikatnych polecam użycie sznurka aksamitnego bądź jedwabnego. Ewentualnie można go zrobić z papieru toaletowego Velvet, który ma dwie warstwy i ponoć nigdy się nie urywa :).
2. Na Rambo.

Prosta rzecz. Kupujemy w sklepie z bronią (jeśli posiadamy licencję), najfajniejszego gnata jaki jest dostępny, nie musimy się martwić o koszta. W końcu i tak do pierwszego nam starczy :). Ewentualnie jeśli broni sprzedać nam nie chcą, jedziemy do Warszawy na stadion i szukamy Wanii. Po krótkim czasie powinniśmy znaleźć to co jest nam potrzebne. Totalnym twardzielom polecam UZI albo Kalashnikova. Będziecie mogli władować sobie w łeb cały magazynek. Metoda ta jest dosyć drastyczna ponieważ mogą być później problemy ze doczyszczeniem pomieszczenia z którego zrobicie sobie strzelnice, ale to w sumie już nie Wasz problem.
3. Na rewolucjoniste.

Znowu konieczna jest broń. W punkcie powyżej opisałem jak ją zdobyć. Tutaj najlepszy będzie kalashnikov albo m4. Zaopatrujemy się u Wanii i uderzamy na stolicę. Wdzieramy się do rządu i zaczynamy strzelać do kogo popadnie. Tak czy siak nie musicie się martwić o to, że zabijecie kogoś niewinnego. No, ewentualnei szatniarkę i sprzątaczkę możecie zostawić w spokoju. Byłoby dobrze gdyby udało się Wam znaleźć prezydenta bądź jego klon. Ewentualnie ministra edukacji. Wasza prawa ręka to "prawo", a lewa "sprawiedliwość". Po jakimś czasie zostaniecie oczywiście "ściągnięci" przez ochronę bądź Biuro Ochrony Rządu, ale przed tem może uda się Wam narobić tyle dobrego, że naród Wam postawi pomnik na który przez dziesiątki lat będą srać gołębie, a później podczas jakiejś "różowej rewolucji" zostanie obalony przez opozycję. Tak czy inaczej będziecie mieli swoje 5 minut. Nawet BBC nie przejdzie obojętnie wobec tak bohaterskiego czynu.
4. Na romantyka.

Przygotowanie: Romeo i Julia na DVD, arszenik, dobre wino + świeczki i płyta Madonny.
Oglądacie Romea i Julie, przy dobrym winku i w atmosferze palących się wszędzie świeczek. Jeśli palicie odpalacie papierosa, jeśli nie to co Wam szkodzi? Na raka i tak nie umrzecie. Dosypujecie arszeniku do ostatniej lampki wina (wiadomo, że nie do pierwszej), żaden szanujący się człowiek nie zostawiłby butelki wina samej na pastwę losu. Ja osobiście preferowałbym wódkę, ale to już kwestia gustu. Podczas gdy lecą napisy końcowe wypijacie tę ostatnią lampkę i kładziecie się spać obok listów pożegnalnych i innych nie zapłaconych rachunków za kablówkę i czynsz. Pamiętajcie żeby przed tem wyprowadzić psa i pogasić światła na korytarzu. Po co marnować prąd. Drzwi zostawcie otwarte i niech rano w blasku porannego słońca ktoś wejdzie i odkryje Waszą małą niespodziankę. Efekt gwarantowany.
5. Na Rydzyka.

Bierzemy u Providenta kredyt na setki tysięcy złotych i kupujemy Majbaha. Jeździmy sobie do woli i korzystamy z życia, nie przejmując się płaceniem rat. Po kilku miesiącach wracamy sobie do domu i gdy słyszymy pukanie do drzwi, elegancko wstajemy i otwieramy. Jeżeli w progu stoi paru łysych z wiertarką bądź pistoletem w ręku, nie przejmujemy się tylko delikatnie informujemy ich że niestety ale kredytu nie spłacicie bo macie takich wyzyskiwaczy co to dają 100% w skali rocznej w dupie. Resztą zajmą się tamci Panowie. Jeśli spytają "Jak możemy Ci dzisiaj pomóc?", oznajmij im że wiertarką to może nie i preferowałbyś pistolet. Sądzę że pójdą na ugodę bo zawsze to szybciej i przyjemniej. Dodatkowo polecałbym wcześniej Majbaha sprzedać na allegro. Po takiej tranzakcji na pewno zostaniesz "super sprzedawcą".
6. Na fanatyka.

Idziecie do biura podróży i kupujecie bilet w jedną stronę do Iraku. Gdy docieracie na miejsce, wyciągacie z torby podróżnej wielką flagę usa, trąbkę i transparent z napisem "fuck Islam". Obwiązujecie się flagą i wesoło trąbiąc i wymachując transparentem wchodzicie do najniebezpieczniejszej dzielnicy w Bagdadzie. Poznacie tam multum uprzejmych i chętnych do konwersacji tubylców. Klimat będzie nie do opisania. Poznacie się tak dobrze, że dosłownie stracisz dla nich głowę...
7. Na kibica.

Sprawa jest prosta. Jedziecie do Krakowa i za dnia zwiedzacie Wawel. W nocy natomiast ubieracie się w pasiasty kostiumik i wchodzicie w centrum terytorium Wisły. Trąbka jak w przypadku "fanatyka" oraz jakiś transparent w stylu "**** Wisłę" nie zaszkodzi, a na pewno pomoże. Głowy może i nie stracicie, ale będziecie mogli czuć się jak dobrze wypatroszony na święta karp.
8. Na Kubicę.

Coś dla miłośników motoryzacji. Znowu bierzecie kredyt i kupujecie super szybki samochód. Prawo jazdy jest zbędne. Wyjeżdzacie na jakąś stosunkowo wolną drogę. Nie chcemy przecież aby stało się coś komuś innemu. Włączamy jakieś fajne techno bądź innego Mozarta i gazujemy ile fabryka dała. Pamiętajcie o niezapinaniu pasów, to doznacie jeszcze smaku metody "na Małysza" . Gdy mamy na budziku około 200km/h poprostu skręcamy z trasy i ładujemy się w drzewo. Drzewo jest dosyć ważnym elementem tej opcji więc nie zapomnijcie w nie trafić. Przed tem możecie się upewnić, że rzeczony krzaczek nie jest pod ochroną, bo później ekolodzy i Greenpeace Wam żyć nie dadzą :).
9. Na Małysza.

Dosyć modny ostatnimi czasie sposób zejścia. Stajemy na dachu jakiegoś ogromnego wieżowca. Dla bogaczy możliwość wjechania na World Tra... Empire State Building. Zakładamy jednak, że Was nie stać bo skoro mnie nie, to czemu niby Wy mielibyście mieć kasę? Włazimy na dach wieżowca. 10 pięter w zupełności starczy. Stajemy na krawędzi. Jemy banana i bułkę po czym lekko startujemy z progu. Jeśli wiatr będzie dobry, to będziecie mieli jeszcze trochę czasu żeby opowiedzieć sobie kawał na pocieszenie i całe życie żeby porozmyślać o tym czy jednak dobrze zrobiliście. Drugiej opcji jednak nie polecam bo jeśli stwierdzicie, że jednak to był błąd, to i tak się nie cofniecie więc po co stresować się na 2 sekundy przed tym jak wykonacie wspaniałego telemarka na betonie?
10. Honorowo.

Mój ulubiony sposób. To wszystko przez tą moją rycerską duszę. Zacznijmy od początku. W dawnych czasach jak wyczytałem u Sapkowskiego, gdy człowiek honoru został skazany na śmierć, mógł poprosić o napełnienie mu balii gorącą wodą i pozostawienie przy niej sztyletu. Zostawiano go samego, wchodził do balii i brał kąpiel po czym przecinał sobie żyły i w ciszy i spokoju umierał. Piękna śmierć. Po gorącej wodzie to nawet nie boli. Nie sądziliście przecież chyba, że to robiono tak dla picu i bez celu? Po jakimś czasie wchodziła klasa robotnicza, wypuszczała z balii wodę, a denata się pozbywano. Piękna śmierć. Mógł podczas kąpieli jako tako wszystko sobie uporządkować i pogodzić się z losem. Dodatkowo nikt nim nie pomiatał i nie męczył. Teraz wszyscy posiadacze pryszniców mogą sobie pluć w brodę i przeklinać dzień w którym je kupili. Widzicie jakim dobrem jest posiadanie porządnej wanny?
Tak więc moja lista skończona. Znalazłoby się jeszcze wiele innych ciekawych metod, ale pisać tak w nieskończoność mi się nie chce.

Cytat...

There is nothing either good or bad,
but thinking makes it so.

William Shakespeare

sobota, 5 lipca 2008

Znów ...to boli...jak cholera...

Chociaż minęło już tyle czasu, ja wciąż nie mogę zapomnieć o Tobie droga Aniu. Podobno tylko jedna miłość w życiu jest tą prawdziwą. To co czułem (i czuje nadal) do Ciebie Aniu uważam za tą jedyną. Wiem, wiem że powinienem żyć dalej. Podnieść głowę wysoko, nie patrzeć w przeszłość i w końcu zacząć żyć. Ale ja tak nie mogę. Dalej ostatniej nocy nie mogłem zasnąć, bo myślałem o Tobie. Zastanawiałem się co by było gdyby? Gdybyśmy wtedy się nie rozstali, a Ty nie wyjechała do Stanów. Ale to tylko takie moje gdybanie. Wiem że powinienem znaleźć sobie nową dziewczynę i być znowu szczęśliwym. Ale jakoś mi się nie chcę, a może nie potrafię już nikogo innego pokochać. To takie dziwne uczucie (pustka), które nie chce mnie opuścić. Bardzo mi brakuję Ciebie Aniu, to boli gdy nie masz przy sobie ukochanej osoby, to boli...jak cholera.
Mam takie ciche marzenie. Chciałbym jeszcze raz w swoim nic nie wartym życiu zobaczyć Cię i przytulić tak mocno do siebie.
Ale czy marzenia się spełniają................

czwartek, 3 lipca 2008

Wycieczka rowerowa.

Nie ma to jak wycieczka rowerowa!
Wybrałem się wczoraj na wycieczkę rowerową. Wychaczyłem fajną dróżkę do lasu. Po przyjechaniu na miejsce okazało się że w lesie swoją placówkę ma PGNiG. A co najdziwniejsze przez las przebiegała droga asfaltowa. Więc by sprawdzić gdzie prowadzi ta droga pojechałem nią. W między czasie zjebały mi się przerzutki w rowerze. Gdy wyjechałem z lasu (w jakiejś wsi gdzie diabeł mówi dobranoc) spytawszy się napotkanej kobiety z dzieckiem -Gdzie ja jestem? -Co to za miejscowość?Dostałem odpowiedź że -Znajduję się pan w miejscowości "GÓRKI". Pojechawszy dalej i zostawiając tą dziurę (Górki), zachciało mi się srać! Wjechawszy w jakieś pole zrobiłem co trzeba w pszenicy.Pojechałem dalej w stronę dalszą lecz przerzutki zjebały mi się do reszty. I co tu robić? Nie miałem śrubokręta przy sobie więc nie mogłem ich naprawić. Jechałem dalej na najmniejszych przerzutkach (bo inne już mi nie działały) gdy nagle natknąłem się na rolnika pracującego w polu. Więc zagadnąłem do niego czy nie ma przypadkiem śrubokręta krzyżaka. Krzyżaka nie miał ale urzyczył mi zwykłego zaostrzonego osełką. Po prowizorycznej naprawie postanowiłem wracać do domu. Dojechawszy bez większych problemów do lasu (tego z drogą asfaltową) postanowiłem sprawdzić gdzie prowadzi drugi koniec tej drogi. W pewnym momencie usłyszałem jakieś szczekanie. Patrzę a to biegnie w moją stronę jakiś duży pies. Przycisnełem mocniej na pedały i uciekłem psiakowi, ale strachu się najadłem co niemiara. Po wyjeździe z lasu pojechałem prosto do domu.
I jak to nie jeździć na wycieczki rowerowe.