piątek, 27 lutego 2009
O kikucie słów kilka....
Niemal dokładnie miesiąc temu bohaterem całej Polski i Wikipedii był piłkarz ręczny Artur Siódmiak . Po odpadnięciu Lecha z Pucharu UEFA, ta sama Polska i ta sama Wikipedia ma nowego bohatera. Nieco mniej pozytywnego. Piłkarza nożnego Marcina Kikuta.
Oto wszystko co chcielibyście wiedzieć o Marcinie Kikucie, ale boicie się wejść na Wikipedię (kliknij w obrazek powyżej żeby zobaczyć powiększenie):
Komentarz Iwańskiego mówi wszystko:
"Kikut, rany boskie...".
środa, 25 lutego 2009
Wojskowe absurdy....
Zginąć nieregulaminowo? Co to za absurd? Ano jeden z wielu obowiązujących nadal w polskim wojsku. Jeżeli na misji w Afganistanie żołnierza zastrzelą w nieregulaminowym mundurze, rodzina nie dostanie odszkodowania. No chyba, że koledzy zdążą przebrać trupa.
Do Giro, najbardziej niebezpiecznej bazy polskiej w Afganistanie pojechał red. Marek Wąs, dziennikarz „Dużego Formatu”. Zderzył się tam z kilkoma absurdami, o których warto, a nawet trzeba mówić głośno. W imię bezpieczeństwa naszych chłopaków na misjach. Więc mówimy!
1.Szybko przebrać trupa
Szczególnie uderzyło dziennikarza DF to, że żaden z żołnierzy nie nosi kompletnego polskiego munduru. Bo polskie mundury są kiepskawe. Żołnierze wolą dołożyć i kupić sobie coś, co zapewni im komfort i bezpieczeństwo.
„Amerykańskie buty, wygodniejsze i bardziej wytrzymałe; amerykańskie taktyczne kamizelki kuloodporne, bo mają ceramiczne płyty i wytrzymują strzała z kałasznikowa; amerykańskie hełmy – znacznie mocniejsze od polskich – to wszystko kupują za własne pieniądze. Do tego brody, chusty, przemalowana w maskujące plamy broń, poprzeszywane na skos kieszenie” - opisuje Marek Wąs.
Rekordzistą jest sam dowódca Giro. Nie ma na grzbiecie ani jednej polskiej rzeczy. Nosi niepalne kombinezony. Przerobił służbowego beryla. Skrócił kolbę, zamontował prywatny celownik i latarkę, ma własne magazynki. Na brzuchu – prywatne radiostacja Harris.
„Najcięższa kara za nieregulaminowy mundur to brak wypłaty ubezpieczenia w razie śmierci. - Mamy ze sobą parę kompletów polskich mundurów – zdradzają żołnierze z 2. Kompanii. - Jak kolega zginie, zawsze zdążymy go przebrać.”
2.Psycholog zamiast sapera
W bazie Giro brakuje wszystkiego. Oto, jak Marek Wąs opisuje naprawianie hummera (tylko jeden był sprawny, gdy kompania objęła bazę!!!)
„Żeby dokręcić zaciski hamulca, wyjmują całą piastę, potem przekładają kawałek stali i walą w śrubę młotem, bo nie ma kluczy nasadkowych. Pewnie leżą gdzieś w jakiejś skrzyni – może w Bagram, a może w Polsce? Żołnierze zrzucili się po kilka dolarów, a Kowal wysłał patrol na bazar do Panah, ale kluczy o tak dużych rozmiarach nie udało im się kupić. Nocą temperatura w namiocie spada poniżej zera, bo od tygodni nie sposób sprowadzić nagrzewnicy napędzanej ropą (...) Najgroźniejszą bronią talibów są „aj-di” (miny samoróbki). Tylko saperzy potrafią je rozbroić. Dowódcy Giro od 3 miesięcy nie mogą się doprosić o przysłanie saperów. Zamiast części i saperów do Giro dotarł wojskowy psycholog”.
3.Biurokracja na pustyni
„Większość polskiego kontyngentu to sztabowcy, administratorzy, logistycy, którzy nie wychylą nosa z Ghazni czy Bagram – pisze redaktor DF. - Ci z baz ogniowych gardzą oficerami, którzy potrafią na godzinę wyjść tuż za bramę, żeby dostać dodatek za udział w bojowym patrolu”.
Jak mówi się na kadrę w Ghazni? Mówi się: meblarze. Dlaczego? „Gdy w Giro nie mogą doprosić się o narzędzia, w Ghazni od rana do nocy słychać wycinarki i młotki. To oficerowie skręcają meble. (...) W cenie jest też satelita i internet doprowadzony wprost do kontenera.
A Ghazni w kiblu jakiś żołnierz napisał cytat z filmu „Troja”: Wojna to śmierć młodych i gadanie starych.
Dziennikarz nie wspomina, czym zapisano cytat. Bo jeśli gównem, znaczyłoby to, że jak za PRL, nasi nie maja tam nawet papieru toaletowego.
sobota, 21 lutego 2009
"Requiem for a Dream"
"Po obejrzeniu tego filmu nie będziesz tą samą osobą"
- zdanie to najkrócej i najlepiej oddaje moc wrażeń po obejrzeniu filmu Darrena Aronofsky'ego "Requiem dla snu". Widziałem w życiu kilka obrazów, które szokują i zmieniają sposób w jaki patrzysz na świat, ale to co zaserwował Aronofsky naprawdę miesza w głowie. Obraz reżysera jest wizją upadku na samo dno ludzi dotkniętych nałogiem i tak naprawdę nie jest istotne jaki to nałóg. Ofiary uzależnienia, czy to narkomanii, czy telewizji, jak to jest w przypadku bohaterów, czy alkoholu lub seksu, podążają w jednym kierunku, po równi pochyłej, na samo dno. Głównymi postaciami filmu są telewizyjna maniaczka Sara Goldfarb (Ellen Burstyn), jej syn Harry (Jared Leto), jego dziewczyna Marion (Jennifer Conelly) oraz ich przyjaciel Tyrone (Marlon Wayans). Jednak to nie ci ludzie są głównymi bohaterami, bohaterem jest ich nałóg.
Harry i Tyrone stoją u progu narkomańskiej drogi, palą jointy, sniffują kokainę, wstrzykują heroinę , po prostu eksperymentują dla zabawy z substancjami psychoaktywnymi. Postanawiają też na narkotykach zarabiać. Prochy mają być dla nich kluczem do sukcesu. Na początku jest tak rzeczywiście. Chłopaki odkładają niemałą sumkę a przy okazji żyją i bawią się. Harry planuje wspólną przyszłość z Marion, która chce otworzyć sklep z ciuchami własnego projektu i własnej produkcji. Gdy Tyrone ma awansować w narkomanskiej hierarchii wybucha wojna gangów a Tyrone zostaje aresztowany. Wszystkie odłożone pieniądze idą na kaucję. W mieście nie ma towaru. A okazuje się, że obaj przyjaciele i Marion potrzebują przyładować...
Wszyscy wpadają w nałóg, który doprowadzi każdego z bohaterów do zguby. Postaci różni tylko sposób w jaki zaczęła się ich "przygoda" z prochami, dalsza droga dla wszystkich wygląda tak samo.
Temat narkotyków jest ostatnio dość modny, jednak nikomu nie udało się zjawiska ukazać w tak sugestywny sposób. Nieprawdopodobne jest to, jak kapitalnie reżyser przedstawia cały proces upadku, od zabawy, przez kolejne fazy coraz głębszego uzależnienia do totalnego pogrążenia się w odmętach nałogu. Aronofsky zwraca uwagę na destrukcyjny wpływ uzależnienia, jakiekolwiek by ono nie było. Gdy naszym zachowaniem zaczyna kierować chęć zaspokojenia nałogu zatracamy człowieczeństwo. Gubimy gdzieś integralność naszej osobowości, stajemy się ubezwłasnowolnieni. I tak naprawdę to nie ma znaczenia środek, który to powoduje. Istotny jest sam stan, w którym nie w pełni jesteśmy w stanie pokierować własnym postępowaniem, w którym zrobimy wszystko aby zaspokoić nasz nałóg. Każdy nałóg niesie ze sobą zagrożenie, ponieważ odbiera nam cząstkę nas samych, przejmując kontrolę nad naszym życiem.
Obraz Aronofsky'ego jest najbardziej przerażającą wizją uzależnienia jaką dane mi było zobaczyć w filmie. Nałóg staje się życiem bohaterów. Wszyscy mają jakąś idee fixe, która powoduje zatracenie się w uzależnieniu a apokaliptyczna wizja reżysera ukazuje postępujące, powodujące samotność grzęźnięcie w nałogu. Poza psychicznym aspektem upadku jest także fizyczny. Widzimy jak, bądź co bądź, atrakcyjni fizycznie bohaterowie doprowadzają się do katastrofy, prostytucja, więzienie, choroba.
Poraziła mnie forma w jakiej reżyser przedstawia rosnącą przepaść między Marion i Harrym. Wspólne plany na przyszłość przerodziły się we wspólne ćpanie. Nie ma nic więcej. Pamiętacie "Trainspotting" i jego sympatycznych i zabawnych ćpunów? Boyle ostrzegał przed zgubnością nałogu, ale też śmieszył i bawił. Aronofsky nie pozostawia wątpliwości, nie ma nic zabawnego w byciu ofiarą nałogu. Ani przez chwilę nie miałem złudzeń co do jego przesłania, tragedia bohaterów sugestywnie odsłania "krajobraz przed i po bitwie", w której nie ma wygranych. Zostają tylko ruiny i zgliszcza.
Requiem jest to muzyczny utwór pożegnalny, pośmiertny. Tytuł filmu "Requiem dla snu" Aronofsky'ego możemy odczytywać w trójnasób. Po pierwsze - dosłownie; Sara szprycująca się prochami nie może spać, jej świat jest spleciony z bezsennej rzeczywistości i z wizji spowodowanych prochami i brakiem snu. Po drugie - także dosłownie, przy czym musimy wyraz dream w tłumaczymy jako marzenie. Film ten jest przedstawieniem świata, w którym marzenia nie mają prawa się spełnić. Nie ma wszak mowy o realizacji marzeń gdy dążymy do tego środkami, które kreują nierealny świat, odsuwają rzeczywistość, nie pozwalając stawić jej czoła. Po trzecie - tytuł ten można potraktować jako metaforę upadku jednego z amerykańskich mitów, a mianowicie "amerykańskiego snu", czyli możliwości odniesienia życiowego sukcesu przez każdego.
Już od pierwszego filmie Darrena Aronofsky'ego należę do miłośników jego twórczości. Eksperymentalna forma fotografowania i nerwowy,dynamiczny montaż "Pi" przypadły mi do gustu. Wizualnie tamten obraz miał w sobie coś intrygującego i zapadł mi w pamięć. Natomiast "Requiem..." wstrząsnął mną do żywego, niesamowity klimat filmu; symbolika zdjęć (w króciutkich ujęciach - flashach, ukazane zażywanie drug'ów i włączenie się Sary do odbioru - naprawdę nieprawdopodobne zestawienie) i realizm piekła do jakiego stopniowo podążają osoby dramatu. Reżyser użył w nowatorski sposób sprawdzonych środków i metod budowania nastroju. Bardzo szybki montaż, dzielony ekran, cyfrowe efekty specjalne, różne nośniki obrazu sprawiają, że obraz poraża swoją sugestywnością sprawiając, że czujemy się wtłoczeni w fotel.
Dla atrakcyjności tego filmu niebagatelne znaczenie mają tez wyjątkowe kreacje aktorskie. Ellen Burstyn poprowadziła swoją rolę tak, że najlepiej jej grę określa słowo - genialnie. Jeśli ktoś z Was kiedykolwiek widział kogoś naspeedowanego trudno mu będzie uwierzyć, że Burstyn gra, nie będąc rzeczywiście naćpana. Pozostali aktorzy także stworzyli niezapomniane role. Całość dzieła Aronofsky'ego dopełnia znakomita muzyka Clinta Mansella i grupy Kronos Quartet, klimatem najbliższa dokonaniom Nymana, cały czas trzymająca w napięciu, budująca nastrój upadku i podkreślająca dramatyzm akcji.
Wartościowy film, dający do myślenia i zmuszający do refleksji, a przy tym nowatorski i atrakcyjny w swojej formie.Nie taki kicz jaki serwuje nam dzisiejsza telewizja komercyjna....
czwartek, 12 lutego 2009
czwartek, 5 lutego 2009
do dupy...
Może jak bym pewne sprawy poprowadził trochę inaczej i trochę zaryzykował. Dzisiaj żył bym inaczej i gdzieś indziej. Może.
Sprawa z tzw."czarnym czwartkiem" , z Anią, Studniówką, dziewczynami, wojskiem i innymi nie napisanymi na tym blogu. Czasami po prostu za dużo myślę a za mało robię. W....dupę...to...moje...życie...
Rada na to!!!
Zmiana mojego postępowania w stosunku do innych ludzi, więcej pewności siebie.
Zmiana otoczenia.
A może.
Pierdolić wszystko i wszystkich.
Robić co się chce i mieć wszystko w dupie....
Dobranoc wszystkim blogowiczom..........do następnego posta.