wtorek, 11 grudnia 2007

"Pranie mózgu", a "rozwój duchowy"

Mało osób zdaje sobie sprawę, że „rozwój duchowy” i „pranie mózgu” operują w zasadzie tym samym zestawem technik. Nie zdefiniuję tutaj pojęcia „rozwoju duchowego”. Jest wiele „szkół”, podejść jednak w zasadzie każda posługuje się jedną lub kilkoma z technik, które wymienię. W sumie filozofię Huny również można pod to podciągnąć. Używa ich również wiele szkół psychologicznych i psychoterapeutycznych czy „rozwoju osobistego”.
Techniki oddziaływania na umysł oraz na działanie i funkcjonowanie człowieka są takie same niezależnie od tego, czy stosujemy je sami, czy ktoś stosuje je na nas. To są po prostu narzędzia, które można używać w wielu celach. Jeśli wiesz, jak funkcjonują, jesteś tego świadom, to z łatwością zauważysz wąską granicę, która oddziela uzdrawianie czy samouzdrawianie umysłu od manipulacji i samooszukiwania się. Będziesz wiedział, w których rejonach, w jakich stanach jesteś narażony na „ryzyko”. Nie będę mówił tutaj o działalności sekt i manipulacjach, choć, mówiąc „pranie mózgu”, miałem na myśli głównie metody kontroli umysłu tam stosowane. To temat dość obszerny i moim zdaniem kontrowersyjny (istnieje wiele „słusznych” punktów widzenia).Być może, dla podkreślenia irracjonalności niektórych przekonań, napomknę o tym, ale nie obiecuję. Będę za to starał się podkreślić drobiazgi. Szczegóły, które w pewnych okolicznościach mogą stać się zarzewiem silnych wewnętrznych konfliktów, a które często występują, jeśli samodzielnie lub w grupie starasz się podjąć pracę nad sobą, nad swoim życiem. Niestety, o jakie szczegóły chodzi... o tym musisz zadecydować, analizując swoje wnętrze i własne doświadczenia. Ja ze swojej strony, oprócz wskazówek, jak zauważyć te drobiazgi, postaram się podpowiedzieć, jak uniknąć tworzenia sobie dodatkowych pułapek na przyszłość. Z góry ostrzegam, że nie jest to jedyne podejście, a jedynie takie, jakie działa w moim przypadku, oraz że kryteria względem własnego życia określasz sam.

Zasada „dysonansu poznawczego”
„Jeśli wpływasz na zmianę zachowań jednostki, zmieni ona sposób myślenia i odczuwania tak, by zmniejszyć rozdźwięk między nimi” - tak brzmi ta zasada, sformułowana przez psychologa Leona Festingera. W skrócie, przekonania, uczucia i działania stanowią system połączony. Jeśli „pracujesz” nad sobą, to za pośrednictwem wielu technik starasz się zmienić swoje przekonania i ew. wspomóc te zmiany, zasilić je energią emocjonalną. Jest to proces naturalny, jesteśmy do niego przyzwyczajeni. Od urodzenia odbieraliśmy wrażenia i... uczyliśmy się emocji, odczuwania za pomocą starożytnej metody „kija i marchewki” (ewolucja sprawiła, że nie jesteśmy gorsi od osłów). Przy czym kij i marchewka były czymś innym na każdym etapie, zaczynając od odczuć obecności i nieobecności matki, zaspokajania głodu, a skończywszy na rozbudowanym rytuale społecznych kar i nagród w wieku starszym. Problemy pojawiają się, gdy przekonania nasze chcemy zmienić... za bardzo, za szybko. W czasie, kiedy ten naturalny mechanizm wewnętrznej równowagi nie zdąży zadziałać lub nie ma prawa zadziałać, brak mu wzorców (głównie zachowań uczymy się metodą małpią, przez bezpośrednią obserwację). Tak się dzieje, gdy np. nagle ze zbuntowanego nastolatka czy, dajmy na to, hydraulika lub nauczyciela... chcesz zrobić „ukochane dziecię Boga”, „wielkiego szamana - uzdrowiciela” czy „prawie przebudzonego”. Pomijając na razie abstrakcyjność tych przekonań i wspomniany brak konkretnych wzorców – istnieje po prostu za duża różnica w obrazie własnym, w przekonaniach odnośnie świata, własnej w nim pozycji – jedyne, co może cię spotkać w tych warunkach, to kryzys.

Kryzys
Załamanie, „rozbicie wewnętrzne” czy nawet depresja to nieodłączni towarzysze rozwoju i w zasadzie oznaka, że cokolwiek robisz, czy starasz się zrobić. Niekiedy, zupełnie zbędnie, jest interpretowany jako „oczyszczanie”. A jest to po prostu jeden z naturalnych naszych stanów, z którymi możemy pracować. Problem pojawia się, jeśli utrzymujesz „przekonania na wyrost”, które kryzys ten spowodowały. To jest punkt, w którym „rozwój” możesz nieopatrznie przekształcić we własnoręczne „pranie mózgu” (lub ktoś może ci pomóc). Po prostu w tym stanie „doła” psychicznego jest również obniżona naturalna odporność, czy raczej siła wewnętrznych nawyków. Jeśli z uporem wprawiasz się w stanach i przekonaniach odległych od rzeczywistości... prędzej czy później przestaniesz ją widzieć. Zamiast budować, transformować swoją osobowość, charakter, budujesz drugą osobowość, „filtr postrzegania” czy raczej „personę”, fasadę imitującą w ubogi sposób twoje prawdziwe ja i spłycającą twoje doświadczenie życia. W dodatku, jeśli rzeczywistość dookoła ciebie jest „niemiła”, jest ci w niej źle, ciężko tę fasadę zauważyć, a co dopiero porzucić.
To, co pomaga przejść przez kryzys... to tylko zaufanie do procesu, do życia, do własnej psyche i jej możliwości czy do Wyższego Ja, Jaźni, Mistrza, Przewodnika, Opiekuna, czy co tam sobie za symbol pełni i dojrzałości wybierzesz. Wybranie sobie celu i patrzenie przez ten cel na teraźniejszość, zmaganie się z nią i z tym, co się z tobą dzieje, krok po kroku. Przyzwyczajenie, że nie ma jednego ”złotego środka”, „jedynej prawdy” do zastosowania na wszystko.
Aha, ten kryzys nie musi być „wielki” i dotyczyć wielkich spraw. Kiedy pracujesz z rzeczami drobnymi, np. uczysz się nowych umiejętności, on również występuje. Jako etap, na którym jest ci ciężko, po pierwszej entuzjastycznej fazie. A przejście go powoduje, że dana umiejętność staje się nawykowa, automatyczna, możesz wykonywać ją wysiłkiem dużo mniejszym niż początkowo.

Wychodzenie z kryzysu, własne cele wewnętrzne i sposoby ich realizacji
To, czego chcesz, to pozbycie się wewnętrznego napięcia (bólu, cierpienia) i budowa nowego sposobu funkcjonowania (szczęście). Tak w skrócie można przedstawić to twoje dążenie, niezależnie od tego, jak to precyzujesz. By pozbyć się napięcia, stosowane są środki typu relaks, medytacja w różnych wersjach – metody służące m. in. do wyłączania, osłabiania wewnętrznego krytyka poprzez trans. W tym samym celu pracuje się również z przeszłością, ze wspomnieniami będącymi przyczyną emocjonalnych konfliktów. Jest to reinterpretacja zdarzeń. Równocześnie zmienia się przekonania i oczekiwania, stosując afirmacje (także w kształcie modlitwy) oraz wizualizacje. Starając się w teraźniejszości obrobić treści wewnętrzne i stać się bardziej ich świadomymi, przełączając się w symboliczny, intuicyjny, „prawopółkulowy” schemat myślenia, a w idealnej wersji, ucząc się go stosować łącznie we współpracy z lewopółkulowym, racjonalnym. Pojęć lewo- i prawo- półkulowy używam zgodnie z teorią, która mówi, iż półkule mózgu przetwarzają w różny sposób informacje. Robię to dla podkreślenia, że zjawiska te mają najprawdopodobniej fizjologiczne podłoże.

Trans, autohipnoza
Kiedykolwiek koncentrujesz się na czymś, coś przykuwa twoją uwagę, nawet na chwilę, to już jest trans, odmienny stan świadomości. Kiedy się pogłębia, tracisz odczucie ciała. A w końcu uwaga twoja przenosi się do wnętrza, nawet, jeśli zaczynałeś od koncentracji na przedmiocie czy zmyśle zewnętrznym. Ten stan jest wykorzystywany w hipnozie i autohipnozie (autosugestii) oraz stanowi podstawę (lub etap) procesu medytacji w wielu formach. To naturalny stan, w którym uczymy się lub zapamiętujemy nowe zjawiska. Jednak wiąże się to z wyłączeniem wewnętrznego krytyka – większą podatnością na sugestie. Można to opisać jako stan wzmożonego kontaktu z podświadomością. To, co się liczy, to „prawopółkulowość” – obrazowość, wręcz uczuciowość myślenia. Słowa od razu wywołują wewnętrzne odczucia i skojarzenia. Przy czym występuje natychmiastowa reakcja na metafory, analogie czy oczywiste symbole... Obejmuje to również niedopowiedzenia. To, co jest wizualnie (a w zasadzie zmysłowo) przywołane i czemu poświęcasz uwagę, zainteresowanie, staje się realnością dla twojego wnętrza, dla twojej podświadomości – o ile świadomie na to nie reagujesz. Zaraz, zaraz – pisałem o transie, a mówię o świadomości tego, co się dzieje. To po prostu się nie wyklucza, trans nie oznacza utraty przytomności, można być świadomym tego, co się dzieje w tobie lub dookoła nawet na bardzo głębokim jego poziomie. Jedyną jednak metodą na nauczenie się tego jest praktyka rozpoznawania, wywoływania oraz utrzymywania i zmiany różnych rodzajów transu. Naucz się być czujnym, utrzymywać autorytet twojej własnej świadomości na tak głębokich poziomach, na jakich tylko potrafisz. I pilnuj sytuacji, w których pracujesz w grupach osób niepewnych – przebywaj tylko na takich poziomach, byś świadomie mógł zareagować . Np. medytacje prowadzone prowadź równolegle sam dla swojego wnętrza, używając sformułowań, które sam uważasz za prawdziwe i bezpieczne. Oczywiście fajnie jest się „wyluzować” i poddać procesowi, ale powinieneś ufać osobom, które taką medytację prowadzą. Inaczej możesz nawet nie zauważyć, kiedy „podprogowo” przyjmiesz pewne przekonania i twierdzenia za rzeczywistość. Kojarzysz, ile takich przekonań wyniosłeś z dzieciństwa – wtedy również posiadałeś i wykorzystywałeś umiejętność wchodzenia w trans – dzieci bywają bardzo pochłonięte swoimi sprawami, prawda? Wróćmy do transu: Przypominam: czyni on wewnętrzne przeżycia realnymi. Z punktu widzenia, w którym uznajemy je za prawdziwe, trans jest podróżą naszej świadomości po wewnętrznych krainach. W transie postrzegasz wymiar energii, poziom symboliczny (właśnie marzeń, podróży szamańskiej) czy doświadczasz jedności z otoczeniem. Warto pamiętać, że przeżycia te mają taką realność, jak sny – to zależy od znaczenia, jakie im przypisujemy – w trakcie lub po przebudzeniu się. W trakcie: bo kiedy się angażujemy, nasze ciało reaguje na to (np. przyjemny widok – reakcja rozluźnienia), ale ta reakcja i jej intensywność zależy już od nas, od naszej interpretacji i od poziomu skupienia. Równie dobrze możemy w ogóle nie reagować, a zająć się czymś innym. Po transie: to jest jak ze snami – możemy uznać, że wydarzyło się coś istotnego – przenieść nastawienia lub zinterpretować sen – uzyskać informację. Bierz pod uwagę, że wszystko, co się dzieje wtedy, łącznie z postrzeganiem energii czy nawet w postrzeganiu na odległość, jest symboliczne. Informacja może pochodzić z zewnątrz, ale forma - ”budulec” jest już twój. Jest twoją reakcją na tą informację. I tu uwaga odnośnie nieprzyjemnych uczuć – jest to manifestacja twojego własnego Cienia, twoich „negatywnych” przekonań i emocji. Np. twój lęk może się przejawiać jako odczucie „brudu” energetycznego dookoła ciebie, a gniew i złość jako atakujące cię postacie. I jest to wystarczająca interpretacja, by podjąć dalszą wewnętrzną pracę. Oczywiście, równie dobrze można to uznać za cechę zewnętrzną, wyraz „nieczystości” otoczenia lub „astralnego ataku”, ale te interpretacje niczemu nie służą. Są zwykłą „jazdą”, „schizem” opartym na twoim poczuciu ważności (pseudo-świętości). Ale jest to jedna z moich interpretacji i masz prawo myśleć inaczej.

Wewnętrzny krytyk, a analiza doświadczeń
Wewnętrzny krytyk, jak sama nazwa wskazuje, jest tą postacią, czy tymi postaciami, które cię krytykują, oceniają, przeważnie negatywnie. Jest negatywnie wyrażającą się częścią rodzicielskich zasad. Jest częścią wewnętrznej paplaniny myśli. To głos, który w skrajnych przypadkach wewnątrz ciebie nawija, że jest źle, a tobie nie uda się tego zmienić. Ten głos można wyciszyć, zagłuszyć, zatrzymać razem z całym dialogiem wewnętrznym. Można go też ubrać w postać i pracować z nim, negocjując nową jego/twoją postawę i wyciągając informację. Bo krytyk jest postacią archetypową, określającą ramy twojego doświadczania na wielu poziomach. I jak inne postacie archetypowe – jest negatywny, kiedy jest tłumiony, nieuświadomiony. Jego pozytywną stroną jest postać mądrego, życzliwego doradcy, a w twoim funkcjonowaniu zdolność do obserwacji i analizy. Ta zdolność do analizy (stwierdzania tego, co jest oraz zauważania szczegółów), tłumiona i niewykorzystywana, przejawia się w bardziej emocjonalnej formie osądu, oceny, krytyki. I jeśli chcesz krytyka przekształcić, najprostszy sposób to nauczyć się rozdzielać i nazywać jego ciemne i jasne strony. Po prostu zauważać, co w naszym myśleniu, wypowiedziach jest krytyką, osądem, oceną, a co obserwacją, analizą. I jak najczęściej stosować te ostatnie. Wypracować sobie podejście naukowca, tworzącego eksperymenty i usiłującego się czegoś dowiedzieć na podstawie wyników, czy „łowcy przygód”, „tropiciela” eksplorującego nowe, nieznane krainy. Tymi krainami jest twój wewnętrzny i zewnętrzny świat, twoje życie. Krytyk, nawet kiedy wyraża się negatywnie, utrzymuje twój wewnętrzny świat w równowadze i spójności, nie zapominaj o tym, nawet jeśli przy wprowadzaniu zmian ogłasza swoje veto wewnętrznym oporem. Kiedy go wyłączasz, nie posiadając dostatecznej ilości pozytywnych nawyków, po prostu tracisz grunt pod nogami. Wyłączenie go, jest korzystne, kiedy wprowadzamy zmiany i chcemy wytworzyć te nowe nawyki. Nie jest on twoim wrogiem, wręcz przeciwnie – przyjacielem, „stażnikiem progu” pilnującym byś nie zapędził się w rejony mogące ci zagrażać lub zbyt oddalone od rzeczywistości tej zewnętrznej i wewnętrznej. Działa zupełnie w dobrej wierze, bo to ty wcześniej postanowiłeś o tym, co jest niebezpieczne i gdzie są twoje granice . Jeśli jednak, zapędziłeś się już tam, gdzie nie chciałeś być, to budzi on twój wewnętrzny stres i przydaje się go wyciszyć, by zminimalizować napięcie i działać w spokoju.

Mantry, pieśni, a proces zatrzymywania myśli
Mantry używane są na wiele sposobów, w wielu kulturach. Pieśni krótsze i dłuższe też. Nie będę rozważał ich metafizycznego znaczenia czy mocy słów. Niezależnie od nich, ich stosowanie zmienia na krócej lub dłużej fizjologię, odczucia cielesne i rytm oddechu, poprzez rodzaj wewnętrznego echa zagłuszającego dialog czy monolog wewnętrzny, wewnętrzną plątaninę myśli. Dodatkowo, kiedy rozumiesz ich znaczenie, wywołują pobudzenie emocjonalne. To, co jest najcięższe do zauważenia, to trans, który się podczas tego procesu pojawia, ze wszystkimi swoimi skutkami. Po prostu w tym rodzaju transu jest więcej odczuć fizycznych. Odczuwanie ciała nie jest zaburzone tak silnie, a dodatkowo jest ono pobudzone, uwrażliwione niecodziennym rytmem oddechowym.

Medytacja wyciszenia, uspokojenia, wglądu
Ostatecznie doprowadza do przekroczenia transu, czy raczej uzyskania siły świadomości, która pozawala na bycie przytomnym i utrzymywanie orientacji, nawet podczas głębokich zmian fizjologicznych (relaks, zwolnienie oddechu). Należy jednak pamiętać, że trans jest podłożem, wynika po prostu, z długotrwałego skupienia. I, jak w transie, treści psychiczne, myśli, emocje, a nawet intencje i reakcje, wydają się realniejsze niż w rzeczywistości. Pamiętaj, to tylko myśli, to tylko emocje. I mają wyłącznie taką wartość, jaką im przypisujesz. Dotyczy to zarówno tych pozytywnych (inspiracje, intuicje, „objawienia”), jak i negatywnych (słowa „krytyka”, nieprzyjemne wrażenia). I jedno i drugie może się pojawić, ale nie musi. Po prostu uświadom sobie, że to jest myśl, wspomnienie, wyobrażenie czy emocja, odpręż się i wróć do obserwacji oddechu, umysłu, otoczenia, w zależności od metody, którą stosujesz. Z medytacją jest jak ze słońcem i rośliną, za dużo jak i za mało słońca szkodzi. Przy czym słońcem jest twoja uwaga. Znajdź swój rytm, bądź delikatny... a w końcu będą efekty.

Afirmacje, modlitwy, autosugestia
Wpływają na zmianę przekonań poprzez powtarzanie pewnych zwrotów. Modlitwy również traktuję jako formę sugestii. Nie zamierzam się na razie wdawać w metafizyczne dyskusje nt. czy działają i jak działają. Modlitwy w większości przypadków, oprócz oczywistych próśb, wezwań, zawierają ukryte i jawne „założenia” odnoszące się do nas, naszego stanu, lub formy i możliwości sił wyższych. Przy czym pisanie, recytacja afirmacji oraz modlitwa, również wywołują stan transu. W przypadku tych pierwszych, poprzez przykucie uwagi do treści. Budujesz w ten sposób przekonania – dbaj, by w procesie tym uczestniczyła świadomość, staraj się wchodzić w dialog z własnym wnętrzem. Inaczej to będzie negatywnie rozumiana autohipnoza budująca ścianę między tobą, a twoim życiem. Pamiętaj, że modląc się, również budujesz i wzmacniasz swoje przekonania (patrz: dysonans poznawczy).

Medytacje aktywne, wizualizacja
Czyli wyobrażanie sobie różnych rzeczy. Kiedy to stosujemy, posługujemy się „prawopółkulowym” sposobem myślenia, raczej sennym, symbolicznym, niż takim, który znamy z normalnego funkcjonowania umysłu wyedukowanego w „racjonalnym” społeczeństwie. Podstawowe działanie: wyrabiają uważną, zaangażowaną świadomość, uczą doświadczać, zamiast myśleć o doświadczaniu.
Ale również symbolicznie lub bezpośrednio odpowiadają przekonaniom. Bezpośredniość to używanie wyobrażeń przyszłych sytuacji lub wspomnień przeszłych. Symboliczność wizji wzmacnia tę interpretację, którą jej nadajemy. Oczywiście odbywa się to w stanie transu. Tu tez trzeba pamiętać, że ta praca ma takie znaczenie, jakie jej nadajemy. Sama w sobie treść tych doświadczeń, to „sen”, ujawniające się nasze treści wewnętrzne. Nasze własne przekonania, wyobrażenia, uczucia, nawyki wyrażone w wewnętrznym marzeniu.

Reinterpretacja zdarzeń
Najczęściej stosowana w różnego rodzaju terapiach regresywnych. Polega to na obrabianiu, uzdrawianiu wspomnień i przekonań, które są przyczyną obecnych problemów, używane jest wizualizacyjne przypominanie wspomnień, modlitwy i afirmacje. Ta metoda dość szybko redukuje stres w chwili obecnej, poziom napięcia, jaki odczuwamy w związku z tematami związanymi z przeszłością (z naszymi wspomnieniami), co pozwala nawet na szybsze fizyczne uzdrowienie. Problemy pojawiają się, kiedy robimy to zbyt często lub/i z abstrakcyjnych przyczyn. Po prostu zaczyna się wtedy rozdzielać przeszłość „przerobiona” i „nieprzerobiona”. W sumie powoduje to duży rozdźwięk w chwili obecnej, formowanie „sztucznej” osobowości, filtru, o którym wspominałem. W zasadzie jest to sposób najbardziej „piorące umysł” podejście, może wprowadzać zmiany w psychice na bardzo głębokim poziomie . Stosowany z umiarem, „chirurgicznie”, kiedy dokładnie rozpoznajemy problem i jego przyczynę, działa świetnie jako metoda terapeutyczna. Zwłaszcza, że pozwala uświadomić trans regresywny, który spontanicznie przejawia się w teraźniejszości w wyniku zetknięcia z bodźcami przypominającymi te z przeszłości.
Terapii „reinkarnacyjnych”, hmm, nie będę omawiał. Uważam to za formę uzdrawiania symbolicznego, czy inaczej symboliczną formę reinterpretacji zdarzeń..

Abstrakcje, Bóg, Wyższe Ja, Siła Wyższa
Trzeba zauważyć, że Bóg, „siły wyższe”, etc. niezależnie od tego, czy istnieją czy nie, są postrzegane za pośrednictwem reinterpretacji zdarzeń. Doświadczasz czegoś, światła, przyjemności, widzisz jakąś sylwetkę (np. miłego staruszka na chmurce) i nazywasz to kontaktem z Wyższym Ja. Patrzysz w przeszłość i mówisz, aha, Wyższe Ja mnie prowadziło. Dzieje się coś, czego chcieliśmy. Mówimy: spełniły się nasze modlitwy. Warto pamiętać, że robimy to „na wiarę”, żeby nie powiedzieć „na pałę”. Takie stwierdzenia same w sobie to reinterpretacje, w dodatku wykraczające poza „lewopółkulową” świadomość i opierające się na symbolizmie, przynależne „prawej”. Co oznacza tyle, że istnieje większe prawdopodobieństwo „transu”, kiedy rozmawiamy na te tematy i, co więcej, większe prawdopodobieństwo „urealniania” sobie, sugestii i nadinterpretacji . Zamiast o „Siłach Wyższych” rozmawiamy bardziej o przekonaniach na ich temat, gdyż doświadczenia, które w ten sposób interpretujemy, są indywidualne. Po mimo wszystko mamy o czym rozmawiać - przeżycia bywają podobne, gdyż są to w miarę naturalne doświadczenia, oparte na naturalnych, „archetypowych”, przynależnych całemu gatunkowi reakcjach. W samej reinterpretacji nie ma nic złego. Problemem jest, kiedy pojawia się duży „dysonans poznawczy”, przekonania i działania stają się dogmatyczne i oparte na lękowych reakcjach obronnych, a to z rozwojem niewiele ma wspólnego.
Już jakoś tak zbudowana jest nasza psyche, że w głębszych, „transowych”, sennych poziomach świadomości, możemy doświadczać naszych punktów widzenia, postaw, myśli, emocji, jako zewnętrznych i autonomicznych w stosunku do nas. Warto pamiętać, że nasze doświadczenia z istotami wyższymi są symboliczne i że częściej niż z tymi istotami rozmawiamy, komunikujemy się z ich wizerunkami wewnątrz nas (jeśli wolisz: te wizerunki są „kanałami”, którymi się porozumiewamy), a ich zachowania określają nasze przekonania. Warto o tym pamiętać, gdy w medytacji „objawia się anioł” i wysyła z misją ratowania, nauczania świata.... co wbrew pozorom zdarza się często, bo wiele osób chce się czuć potrzebnymi i ważnymi. Oczywiście, „zasoby” płynące z takiej wizji można wykorzystać w celu zwiększenia własnej motywacji. Ale przy 100% utożsamieniu się z nią i dosłownej interpretacji , no cóż, życzę szczęścia :)


Wzmacnianie oczekiwań, myślenie „życzeniowe”
Służy wzmacnianiu motywacji, opiera się na wizualizowaniu przyszłych przyjemnych zdarzeń, nawet w celach ich kreacji. Wzmacnia motywację, „mobilizuje”, o ile związane jest z działaniami, które interpretujemy jako leżące w zasięgu naszych możliwości, wykonalnymi. Kiedy pojawia się tu „dysonans poznawczy”, kiedy za wysoko stawiamy poprzeczkę, jednocześnie podstawiając sobie kłody przekonaniami o przeciwnej treści (właśnie o tym, że za wysoko postawiliśmy poprzeczkę), prowadzi to prosto do kryzysu i poczucia bezsilności. Warto również uważać na ukryte za naszymi oczekiwaniami przekonania, kiedy plany i cele, które stawiamy sobie sami lub stawiają nam inni, motywowane są lękiem i strachem. Wtedy efekty są wprost przeciwne. Zamiast zwiększenia motywacji, następuje jej spadek lub, wielokrotnie tu przeze mnie wspominany, „dysonans poznawczy” w połączeniu z budowaniem „iluzorycznego ja”.

Rytuały
To specjalne działania, czynności wewnętrzne lub zewnętrzne, którym przypisujemy szczególną moc. W ten sposób, wzmacniamy oczekiwania i wywołujemy uczucia. Rytuałem może być którakolwiek z technik wpływania na własną psyche, które tu wymieniłem, oraz te, na które nie zwróciłem uwagi. A to, co się liczy, to świadome podejście do tego. Bardzo łatwo przejść od rytuałów, które wywołują emocje (w jakimś celu) do emocji, które wywołują rytuały. Innymi słowy, bardzo łatwo zmieniają się w zachowania kompulsywne, nerwicowe, które, zamiast uzdrawiać, podtrzymują „fałszywe”, irracjonalne przekonania. Po prostu, pracując z wnętrzem regularnie czy czyniąc coś swoim rytuałem (tu już trochę w kontekście nawyku), staraj się być świadomy co, po co i dlaczego robisz. I czy rzeczywiście to działa? Obserwuj rezultaty: jakie są? czy są? Być może twoje zachowania nijak się mają do twojego świata, czy to wewnętrznego, czy to zewnętrznego. Jeżeli na to uważasz, masz szansę to zmienić i nauczyć się przy okazji czegoś nowego lub wykonywać tę starą „technikę” w ulepszony sposób. Po prostu staraj się mieć zawsze elastyczne podejście i uważać na sygnały zwrotne. Jeśli twoim nawykiem stanie się ich nie zauważanie, to oderwiesz się od tego, co jest i na 99% to nie będzie działać, żebyś nie wiem jak się starał. Zamiast ze sobą, będziesz pracował po prostu z „fałszywą” nierealną osobowością, jeszcze bardziej ją wzmacniając.


Nie tylko ty się liczysz, czyli trochę o komunikacji z ludźmi
Pan Eric Berne, psycholog zresztą, wymyślił model komunikacji międzyludzkiej, analizę tranzakcyjną. W modelu tym określa się trzy poziomy, stany psyche, zgodnie z którymi się komunikujemy. Dziecko, Dorosły i Rodzic. Może już o tym słyszałeś? Jeśli nie, to podam ci to w wielkim skrócie. Dziecko to stan spontanicznych reakcji, żywotności, emocji i zachcianek. Rodzic komunikuje się przez zasady, nakazy, zakazy. Dorosły zaś jest elastycznym, przytomnym pośrednikiem, negocjatorem między dzieckiem, a rodzicem w dialogu wewnętrznym. Naucz się rozpoznawać te stany. W zrównoważonym rozwoju Dorosły zyskuje coraz większe znaczenie. To, co chciałem zauważyć, to to, że komunikując się z innymi w stanie Dziecka i Rodzica, jesteś podatny na sugestie, na nadużywanie tych stanów. Techniki manipulacji często mają cię wtrącać w te stany lub zawierają ukryte komunikaty skierowane do tych części twego ja. W terapeutycznych technikach jest większy nacisk na Dorosłego, choć oczywiście pracuje się również ze stanami Dziecka i Rodzica, zwłaszcza w przypadkach nierównowagi między nimi. Uważaj, by twe wewnętrzne Dziecko nie stało się rozkapryszonym małym tyranem, a Rodzic nie stał się strażnikiem twego psychicznego więzienia...


„Treści wewnętrzne”
Nasza psyche jest „wielowymiarowym” zjawiskiem łączącym nas ze światem. Nasze myśli, przekonania, intencje, uczucia, wewnętrzne wizerunki podlegają ciągłym przemianom, kształtowaniu i jest to proces naturalny. Jest bardzo indywidualny, ale można wyodrębnić w nim wzory, funkcje wspólne dla wszystkich. Opisać je można na wiele sposobów, jednak tutaj posłużę się kilkoma terminami z prac C. G. Junga, by pokazać ci kilka spraw kluczowych dla rozwoju (i dla prania mózgu też).
Pierwsza, najbardziej zewnętrzna część, persona. W zasadzie zespół naszych nawyków w autoprezentacji i komunikacji z ludźmi. Obraz nas, który widzą inni. Kiedy persona jest elastyczna, sprawna, zachowujemy się odpowiednio do okoliczności. Kiedy zaś zaczyna być zbyt mocna lub przerysowana, przesłania nam rzeczywistość, staje się fałszywą osobowością. Zwracaj uwagę na sygnały zwrotne z otoczenia (przerysowany przykład: jeśli nie jesteś modelką, a wybierasz się do pracy w bikini, to coś jest nie tak). A jeśli chodzi o ludzi dookoła, grupy, unikaj tych, w których liderzy mają zbyt rozbudowaną personę, przesadnie kreują się na kogoś innego. Przesadnie, bo np. normalni terapeuci, też oczywiście mają zawodową personę... ale jest ona zazwyczaj dość elastyczna, w różny sposób podchodzą do różnych ludzi.
Dobrze, zajmijmy się na razie głębszymi wzorami, treściami naszego Ja (o samym „ja” później). Najbardziej rzutuje na nas to, czego nie zauważamy, co staramy się upchnąć po kątach, nasze lęki, nasze słabostki, skryte pragnienia, ale również pozytywne strony naszego Ja, które nie pasują do naszego obrazu nas samych. To nasz Cień. Cień nadaje głębi naszemu życiu, o ile z nim pracujemy. Cień nieuświadomiony, zepchnięty jak większość naszych wewnętrznych wzorów, jest przenoszony na nasze otoczenie. Kiedy wypieramy Cień, „negatywne” części własnego zauważamy u innych w otoczeniu, obwiniając wszystko i wszystkich. Już nie my się boimy, to ONI są zagrożeniem. Nie my się denerwujemy, ale ONI nas denerwują. Widzisz różnicę? My jesteśmy OK, oni – NIE. To podstawa „sekciarskiej” świadomości. Cień w wizjach pojawia się jako coś zagrażającego nam. Np. jako „pełna mocy” istota, której się boimy, która nas atakuje. Przy okazji: jeśli wymiar energii jest jednym ze „snów”, poziomów wizji, to o czym świadczą tezy o „magicznych, energetycznych atakach”?
Anima i Animus, czyli wewnętrzne obrazy „płci przeciwnej”, Animus to „męskie” treści, cechy u kobiety, Anima to wewnętrzna kobieta u mężczyzny. Ich integracja, uświadomienie i uzdrowienie pomaga tworzyć szczęśliwe związki z płcią przeciwną... Natomiast kiedy są zrepresjonowane lub nieuświadomione, wywołują stany zauroczenia, w najmniej korzystnych chwilach i osobach. W kontekście sekty np: za kobietę zaczyna myśleć guru, a za kobietą podąża zazdrosny facet, zaczynający rywalizować z guru w bełkocie  Sprawa nabiera pieprzyku, gdy kobiecie przyśni się sen, w którym odbywa „stosunek astralny” z guru-Animusem, co zazwyczaj powoduje wzrost zafascynowania niezwykłą mocą guru... i wzrost chęci rywalizacji u faceta, który również chce być wyjątkowy. Sprawa nabiera echa, no i guru zaczyna się robić coraz bardziej popularny, zarówno u pań (bo realizuje to, czego im brakuje), jak i u panów (bo chcą również nauczyć się tej astralnej techniki podrywania). W wersji optymistycznej kończy się tak, że osoby, które znajdą partnera wypadają z grupy (by się nim zająć), zaś w wersji pesymistycznej guru zaczyna nadużywać kobiet, w dodatku przekonuje je do werbunku nowych ludzi... i nowa rozrywkowa sekta gotowa. Innymi słowy, dbaj o własne związki i o swój stosunek do związków. I pamiętaj, że seks i uwodzenie to bardzo silne środki odurzające... zwłaszcza, jeśli myślisz, że jesteś „ponad to”.
Dobrze, zajmijmy się „postaciami manicznymi”: Wielką Matką i Starym Mędrcem. Wielka Matka to archetyp miłości, odczuwania błogości i spełnienia. Stary Mędrzec dotyka tematu mądrości, logicznego myślenia i poczucia sensu życia. One są wewnętrznymi obrazami twojej własnej Jaźni, choć spotkać je można „zewnętrznie” w snach, na poziomie symbolicznym. Zawierają twoje cechy, twój potencjał, który realizujesz, jeśli rozwijasz z nimi kontakt i uznajesz reprezentowane przez nie wartości jako wewnętrzne. Dzięki twój rozwój staje się niezależny od osób i okoliczności zewnętrznych. Jednak kiedy tłumisz te cechy lub jeśli uważasz, że nie posiadasz, nie uznajesz ich znaczenia, zaczynasz ich szukać na zewnątrz. Przy czym z zewnątrz przychodzą w obcej ci postaci... jednocześnie do pewnego stopnia „opętując” cię od wewnątrz. Stłumiona Wielka Matka urządza nam „love bombing”, bombardowanie miłością, coś, co powoduje, że przywiązujesz się do grup rozwojowych i do sekt.... ”bo ludzie są tam bardzo mili i mnie rozumieją”. Stary Mędrzec zaś występuje zewnętrznie w postaci „guru”, osłabiając jednocześnie twoją odporność na irracjonalne stwierdzenia z jego strony, „bo on jest wcieloną mądrością”, „bo on jest tak rozwinięty”. Dla odmiany te postacie wewnątrz nas urządzają nam wrażenia szczytowe, chwile wglądu „rozumienia”, odczuwania miłości i jedności z wszechświatem. Te zjawiska są normalne, kiedy wsłuchujemy się we wnętrze, są częścią naszego ludzkiego doświadczenia. Jednak często są interpretowane jako dowód postępu w praktyce czy mocy guru... Nie jesteś nikim wyjątkowym, kiedy ich doświadczasz, choć wtedy może ci się wydawać co innego. To poczucie wyjątkowości, ważności jest raczej kompensacją zwykłej niskiej samooceny w chwilach innej „zwykłej” pracy umysłu. Jesteś wyjątkowy i ważny, ale na równi ze wszystkimi. Każdy jest jedyną niepowtarzalną ludzką indywidualnością.

Ja i nie Ja
Zajmijmy się tym poczuciem indywidualności, tożsamości, Ego, jak niektórzy nazywają. Tu oczywiście są również różne definicje i różne podejścia. Według różnych szkół rozwój różnie wygląda. Niekiedy nawet dąży się do porzucenia poczucia Ja. W sekciarskich podejściach porzucenie lub uzdrowienie ja jest synonimem zachowywania się jak grupa, nawet kiedy „jawnymi” działaniami grupy są pomoc i działanie dla świata. W terapeutycznych, chodzi o ukształtowanie go tak, by radośnie i sprawnie żyć. W „duchowych” - by podporządkować się sile wyższej, odkrywając tym samym nasze „prawdziwe Ja” (również motyw sekciarski, gdy prawdziwe ja ma działać i być zgodne z wyobrażeniami lidera). To jest temat ocierający się o pytania, kim i czym jesteśmy? Nie umiem dać na nie odpowiedzi. Ostatnie 10 tysięcy lat nie dało jednoznacznej odpowiedzi, więc nie spodziewam się, żebym coś sensownego w 10 sekund wymyślił. Wydaje mi się, że sposoby w jakie kształtujemy naszą tożsamość, w praktyczny sposób możemy poznać jedynie przyglądając się, jak to robimy i ewentualnie robiąc to inaczej. Ale to już jest indywidualne wyzwanie, dla mnie i dla ciebie osobno.

Brak komentarzy: