piątek, 21 grudnia 2007
Bezsenność...
-Bezsenność jest oglądaniem własnego wnętrza w czarnym lustrze nocy.
-Bezsenność z powodu bogactwa wyczerpuje ciało, a troska o nie oddala sen.
-Człowiek cierpiący na bezsenność tak naprawdę nigdy nie śpi i nigdy nie jest przebudzony.
-Lepiej cierpieć z powodu bezsenności niż nie spać z powodu cierpienia.
-
sobota, 15 grudnia 2007
czwartek, 13 grudnia 2007
środa, 12 grudnia 2007
Śmierć...
Zazwyczaj widmo śmierci sprawia, że bardziej szanujemy życie.— Paulo Coelho Alchemik
Ludzie bardziej obawiają się śmierci niż bólu. To dziwne, że odczuwają lęk przed śmiercią. Życie rani bardziej niż ból.— Jim Morrison
Nie pójdę do piachu, gdy ktoś mi powie: czas umierać brachu. Nie dam się uśpić śmierci słowom, pójdę do grobu z podniesioną głową.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę.
Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz.
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI, JESTEM TYLKO JA.— Terry Pratchett Mort - tekst Śmierci
Pytanie: Czy jest życie przed śmiercią? - wydaje się nikogo nie interesować.— Anthony de Mello Przebudzenie
Chęć śmierci jest naszą jedyną prawdziwą tragedią.— Mario Puzo Głupcy Umierają
Raczej umrzeć stojąc niż żyć na kolanach.
Lepiej spłonąć od razu, niż tlić się powoli...
Co jest najśmieszniejsze w ludziach:— Paulo Coelho Być jak płynąca rzeka
Zawsze myślą na odwrót: spieszy im sie do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.
Jeśli ktoś nie popełnia samobójstwa, nie znaczy, że wybrał życie. On tylko nie potrafi się zabić.
Czy nauczyć się umierać znaczy to samo co nauczyć się przestać żyć?
Tylko człowiek, który kochał, umiera jak człowiek.
Słońcu ani śmierci nie można patrzeć prosto w oczy.
Zdałem sobie sprawę, że prawdziwą wartość drugiego człowieka odkrywamy dopiero wtedy, kiedy już go nie ma. Jak skarb, który trzymało sie w dłoni, ale bezwiednie pozwoliło mu się wyślizgnąć przez palce.— Jonathan Carroll Muzeum psów
Nie śmierć mnie niepokoi, ale umieranie.
Rozmyślanie o śmierci - jest rozmyślaniem o wolności.— Jim Morrison
Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać.
wtorek, 11 grudnia 2007
"Pranie mózgu", a "rozwój duchowy"
Techniki oddziaływania na umysł oraz na działanie i funkcjonowanie człowieka są takie same niezależnie od tego, czy stosujemy je sami, czy ktoś stosuje je na nas. To są po prostu narzędzia, które można używać w wielu celach. Jeśli wiesz, jak funkcjonują, jesteś tego świadom, to z łatwością zauważysz wąską granicę, która oddziela uzdrawianie czy samouzdrawianie umysłu od manipulacji i samooszukiwania się. Będziesz wiedział, w których rejonach, w jakich stanach jesteś narażony na „ryzyko”. Nie będę mówił tutaj o działalności sekt i manipulacjach, choć, mówiąc „pranie mózgu”, miałem na myśli głównie metody kontroli umysłu tam stosowane. To temat dość obszerny i moim zdaniem kontrowersyjny (istnieje wiele „słusznych” punktów widzenia).Być może, dla podkreślenia irracjonalności niektórych przekonań, napomknę o tym, ale nie obiecuję. Będę za to starał się podkreślić drobiazgi. Szczegóły, które w pewnych okolicznościach mogą stać się zarzewiem silnych wewnętrznych konfliktów, a które często występują, jeśli samodzielnie lub w grupie starasz się podjąć pracę nad sobą, nad swoim życiem. Niestety, o jakie szczegóły chodzi... o tym musisz zadecydować, analizując swoje wnętrze i własne doświadczenia. Ja ze swojej strony, oprócz wskazówek, jak zauważyć te drobiazgi, postaram się podpowiedzieć, jak uniknąć tworzenia sobie dodatkowych pułapek na przyszłość. Z góry ostrzegam, że nie jest to jedyne podejście, a jedynie takie, jakie działa w moim przypadku, oraz że kryteria względem własnego życia określasz sam.
Zasada „dysonansu poznawczego”
„Jeśli wpływasz na zmianę zachowań jednostki, zmieni ona sposób myślenia i odczuwania tak, by zmniejszyć rozdźwięk między nimi” - tak brzmi ta zasada, sformułowana przez psychologa Leona Festingera. W skrócie, przekonania, uczucia i działania stanowią system połączony. Jeśli „pracujesz” nad sobą, to za pośrednictwem wielu technik starasz się zmienić swoje przekonania i ew. wspomóc te zmiany, zasilić je energią emocjonalną. Jest to proces naturalny, jesteśmy do niego przyzwyczajeni. Od urodzenia odbieraliśmy wrażenia i... uczyliśmy się emocji, odczuwania za pomocą starożytnej metody „kija i marchewki” (ewolucja sprawiła, że nie jesteśmy gorsi od osłów). Przy czym kij i marchewka były czymś innym na każdym etapie, zaczynając od odczuć obecności i nieobecności matki, zaspokajania głodu, a skończywszy na rozbudowanym rytuale społecznych kar i nagród w wieku starszym. Problemy pojawiają się, gdy przekonania nasze chcemy zmienić... za bardzo, za szybko. W czasie, kiedy ten naturalny mechanizm wewnętrznej równowagi nie zdąży zadziałać lub nie ma prawa zadziałać, brak mu wzorców (głównie zachowań uczymy się metodą małpią, przez bezpośrednią obserwację). Tak się dzieje, gdy np. nagle ze zbuntowanego nastolatka czy, dajmy na to, hydraulika lub nauczyciela... chcesz zrobić „ukochane dziecię Boga”, „wielkiego szamana - uzdrowiciela” czy „prawie przebudzonego”. Pomijając na razie abstrakcyjność tych przekonań i wspomniany brak konkretnych wzorców – istnieje po prostu za duża różnica w obrazie własnym, w przekonaniach odnośnie świata, własnej w nim pozycji – jedyne, co może cię spotkać w tych warunkach, to kryzys.
Kryzys
Załamanie, „rozbicie wewnętrzne” czy nawet depresja to nieodłączni towarzysze rozwoju i w zasadzie oznaka, że cokolwiek robisz, czy starasz się zrobić. Niekiedy, zupełnie zbędnie, jest interpretowany jako „oczyszczanie”. A jest to po prostu jeden z naturalnych naszych stanów, z którymi możemy pracować. Problem pojawia się, jeśli utrzymujesz „przekonania na wyrost”, które kryzys ten spowodowały. To jest punkt, w którym „rozwój” możesz nieopatrznie przekształcić we własnoręczne „pranie mózgu” (lub ktoś może ci pomóc). Po prostu w tym stanie „doła” psychicznego jest również obniżona naturalna odporność, czy raczej siła wewnętrznych nawyków. Jeśli z uporem wprawiasz się w stanach i przekonaniach odległych od rzeczywistości... prędzej czy później przestaniesz ją widzieć. Zamiast budować, transformować swoją osobowość, charakter, budujesz drugą osobowość, „filtr postrzegania” czy raczej „personę”, fasadę imitującą w ubogi sposób twoje prawdziwe ja i spłycającą twoje doświadczenie życia. W dodatku, jeśli rzeczywistość dookoła ciebie jest „niemiła”, jest ci w niej źle, ciężko tę fasadę zauważyć, a co dopiero porzucić.
To, co pomaga przejść przez kryzys... to tylko zaufanie do procesu, do życia, do własnej psyche i jej możliwości czy do Wyższego Ja, Jaźni, Mistrza, Przewodnika, Opiekuna, czy co tam sobie za symbol pełni i dojrzałości wybierzesz. Wybranie sobie celu i patrzenie przez ten cel na teraźniejszość, zmaganie się z nią i z tym, co się z tobą dzieje, krok po kroku. Przyzwyczajenie, że nie ma jednego ”złotego środka”, „jedynej prawdy” do zastosowania na wszystko.
Aha, ten kryzys nie musi być „wielki” i dotyczyć wielkich spraw. Kiedy pracujesz z rzeczami drobnymi, np. uczysz się nowych umiejętności, on również występuje. Jako etap, na którym jest ci ciężko, po pierwszej entuzjastycznej fazie. A przejście go powoduje, że dana umiejętność staje się nawykowa, automatyczna, możesz wykonywać ją wysiłkiem dużo mniejszym niż początkowo.
Wychodzenie z kryzysu, własne cele wewnętrzne i sposoby ich realizacji
To, czego chcesz, to pozbycie się wewnętrznego napięcia (bólu, cierpienia) i budowa nowego sposobu funkcjonowania (szczęście). Tak w skrócie można przedstawić to twoje dążenie, niezależnie od tego, jak to precyzujesz. By pozbyć się napięcia, stosowane są środki typu relaks, medytacja w różnych wersjach – metody służące m. in. do wyłączania, osłabiania wewnętrznego krytyka poprzez trans. W tym samym celu pracuje się również z przeszłością, ze wspomnieniami będącymi przyczyną emocjonalnych konfliktów. Jest to reinterpretacja zdarzeń. Równocześnie zmienia się przekonania i oczekiwania, stosując afirmacje (także w kształcie modlitwy) oraz wizualizacje. Starając się w teraźniejszości obrobić treści wewnętrzne i stać się bardziej ich świadomymi, przełączając się w symboliczny, intuicyjny, „prawopółkulowy” schemat myślenia, a w idealnej wersji, ucząc się go stosować łącznie we współpracy z lewopółkulowym, racjonalnym. Pojęć lewo- i prawo- półkulowy używam zgodnie z teorią, która mówi, iż półkule mózgu przetwarzają w różny sposób informacje. Robię to dla podkreślenia, że zjawiska te mają najprawdopodobniej fizjologiczne podłoże.
Trans, autohipnoza
Kiedykolwiek koncentrujesz się na czymś, coś przykuwa twoją uwagę, nawet na chwilę, to już jest trans, odmienny stan świadomości. Kiedy się pogłębia, tracisz odczucie ciała. A w końcu uwaga twoja przenosi się do wnętrza, nawet, jeśli zaczynałeś od koncentracji na przedmiocie czy zmyśle zewnętrznym. Ten stan jest wykorzystywany w hipnozie i autohipnozie (autosugestii) oraz stanowi podstawę (lub etap) procesu medytacji w wielu formach. To naturalny stan, w którym uczymy się lub zapamiętujemy nowe zjawiska. Jednak wiąże się to z wyłączeniem wewnętrznego krytyka – większą podatnością na sugestie. Można to opisać jako stan wzmożonego kontaktu z podświadomością. To, co się liczy, to „prawopółkulowość” – obrazowość, wręcz uczuciowość myślenia. Słowa od razu wywołują wewnętrzne odczucia i skojarzenia. Przy czym występuje natychmiastowa reakcja na metafory, analogie czy oczywiste symbole... Obejmuje to również niedopowiedzenia. To, co jest wizualnie (a w zasadzie zmysłowo) przywołane i czemu poświęcasz uwagę, zainteresowanie, staje się realnością dla twojego wnętrza, dla twojej podświadomości – o ile świadomie na to nie reagujesz. Zaraz, zaraz – pisałem o transie, a mówię o świadomości tego, co się dzieje. To po prostu się nie wyklucza, trans nie oznacza utraty przytomności, można być świadomym tego, co się dzieje w tobie lub dookoła nawet na bardzo głębokim jego poziomie. Jedyną jednak metodą na nauczenie się tego jest praktyka rozpoznawania, wywoływania oraz utrzymywania i zmiany różnych rodzajów transu. Naucz się być czujnym, utrzymywać autorytet twojej własnej świadomości na tak głębokich poziomach, na jakich tylko potrafisz. I pilnuj sytuacji, w których pracujesz w grupach osób niepewnych – przebywaj tylko na takich poziomach, byś świadomie mógł zareagować . Np. medytacje prowadzone prowadź równolegle sam dla swojego wnętrza, używając sformułowań, które sam uważasz za prawdziwe i bezpieczne. Oczywiście fajnie jest się „wyluzować” i poddać procesowi, ale powinieneś ufać osobom, które taką medytację prowadzą. Inaczej możesz nawet nie zauważyć, kiedy „podprogowo” przyjmiesz pewne przekonania i twierdzenia za rzeczywistość. Kojarzysz, ile takich przekonań wyniosłeś z dzieciństwa – wtedy również posiadałeś i wykorzystywałeś umiejętność wchodzenia w trans – dzieci bywają bardzo pochłonięte swoimi sprawami, prawda? Wróćmy do transu: Przypominam: czyni on wewnętrzne przeżycia realnymi. Z punktu widzenia, w którym uznajemy je za prawdziwe, trans jest podróżą naszej świadomości po wewnętrznych krainach. W transie postrzegasz wymiar energii, poziom symboliczny (właśnie marzeń, podróży szamańskiej) czy doświadczasz jedności z otoczeniem. Warto pamiętać, że przeżycia te mają taką realność, jak sny – to zależy od znaczenia, jakie im przypisujemy – w trakcie lub po przebudzeniu się. W trakcie: bo kiedy się angażujemy, nasze ciało reaguje na to (np. przyjemny widok – reakcja rozluźnienia), ale ta reakcja i jej intensywność zależy już od nas, od naszej interpretacji i od poziomu skupienia. Równie dobrze możemy w ogóle nie reagować, a zająć się czymś innym. Po transie: to jest jak ze snami – możemy uznać, że wydarzyło się coś istotnego – przenieść nastawienia lub zinterpretować sen – uzyskać informację. Bierz pod uwagę, że wszystko, co się dzieje wtedy, łącznie z postrzeganiem energii czy nawet w postrzeganiu na odległość, jest symboliczne. Informacja może pochodzić z zewnątrz, ale forma - ”budulec” jest już twój. Jest twoją reakcją na tą informację. I tu uwaga odnośnie nieprzyjemnych uczuć – jest to manifestacja twojego własnego Cienia, twoich „negatywnych” przekonań i emocji. Np. twój lęk może się przejawiać jako odczucie „brudu” energetycznego dookoła ciebie, a gniew i złość jako atakujące cię postacie. I jest to wystarczająca interpretacja, by podjąć dalszą wewnętrzną pracę. Oczywiście, równie dobrze można to uznać za cechę zewnętrzną, wyraz „nieczystości” otoczenia lub „astralnego ataku”, ale te interpretacje niczemu nie służą. Są zwykłą „jazdą”, „schizem” opartym na twoim poczuciu ważności (pseudo-świętości). Ale jest to jedna z moich interpretacji i masz prawo myśleć inaczej.
Wewnętrzny krytyk, a analiza doświadczeń
Wewnętrzny krytyk, jak sama nazwa wskazuje, jest tą postacią, czy tymi postaciami, które cię krytykują, oceniają, przeważnie negatywnie. Jest negatywnie wyrażającą się częścią rodzicielskich zasad. Jest częścią wewnętrznej paplaniny myśli. To głos, który w skrajnych przypadkach wewnątrz ciebie nawija, że jest źle, a tobie nie uda się tego zmienić. Ten głos można wyciszyć, zagłuszyć, zatrzymać razem z całym dialogiem wewnętrznym. Można go też ubrać w postać i pracować z nim, negocjując nową jego/twoją postawę i wyciągając informację. Bo krytyk jest postacią archetypową, określającą ramy twojego doświadczania na wielu poziomach. I jak inne postacie archetypowe – jest negatywny, kiedy jest tłumiony, nieuświadomiony. Jego pozytywną stroną jest postać mądrego, życzliwego doradcy, a w twoim funkcjonowaniu zdolność do obserwacji i analizy. Ta zdolność do analizy (stwierdzania tego, co jest oraz zauważania szczegółów), tłumiona i niewykorzystywana, przejawia się w bardziej emocjonalnej formie osądu, oceny, krytyki. I jeśli chcesz krytyka przekształcić, najprostszy sposób to nauczyć się rozdzielać i nazywać jego ciemne i jasne strony. Po prostu zauważać, co w naszym myśleniu, wypowiedziach jest krytyką, osądem, oceną, a co obserwacją, analizą. I jak najczęściej stosować te ostatnie. Wypracować sobie podejście naukowca, tworzącego eksperymenty i usiłującego się czegoś dowiedzieć na podstawie wyników, czy „łowcy przygód”, „tropiciela” eksplorującego nowe, nieznane krainy. Tymi krainami jest twój wewnętrzny i zewnętrzny świat, twoje życie. Krytyk, nawet kiedy wyraża się negatywnie, utrzymuje twój wewnętrzny świat w równowadze i spójności, nie zapominaj o tym, nawet jeśli przy wprowadzaniu zmian ogłasza swoje veto wewnętrznym oporem. Kiedy go wyłączasz, nie posiadając dostatecznej ilości pozytywnych nawyków, po prostu tracisz grunt pod nogami. Wyłączenie go, jest korzystne, kiedy wprowadzamy zmiany i chcemy wytworzyć te nowe nawyki. Nie jest on twoim wrogiem, wręcz przeciwnie – przyjacielem, „stażnikiem progu” pilnującym byś nie zapędził się w rejony mogące ci zagrażać lub zbyt oddalone od rzeczywistości tej zewnętrznej i wewnętrznej. Działa zupełnie w dobrej wierze, bo to ty wcześniej postanowiłeś o tym, co jest niebezpieczne i gdzie są twoje granice . Jeśli jednak, zapędziłeś się już tam, gdzie nie chciałeś być, to budzi on twój wewnętrzny stres i przydaje się go wyciszyć, by zminimalizować napięcie i działać w spokoju.
Mantry, pieśni, a proces zatrzymywania myśli
Mantry używane są na wiele sposobów, w wielu kulturach. Pieśni krótsze i dłuższe też. Nie będę rozważał ich metafizycznego znaczenia czy mocy słów. Niezależnie od nich, ich stosowanie zmienia na krócej lub dłużej fizjologię, odczucia cielesne i rytm oddechu, poprzez rodzaj wewnętrznego echa zagłuszającego dialog czy monolog wewnętrzny, wewnętrzną plątaninę myśli. Dodatkowo, kiedy rozumiesz ich znaczenie, wywołują pobudzenie emocjonalne. To, co jest najcięższe do zauważenia, to trans, który się podczas tego procesu pojawia, ze wszystkimi swoimi skutkami. Po prostu w tym rodzaju transu jest więcej odczuć fizycznych. Odczuwanie ciała nie jest zaburzone tak silnie, a dodatkowo jest ono pobudzone, uwrażliwione niecodziennym rytmem oddechowym.
Medytacja wyciszenia, uspokojenia, wglądu
Ostatecznie doprowadza do przekroczenia transu, czy raczej uzyskania siły świadomości, która pozawala na bycie przytomnym i utrzymywanie orientacji, nawet podczas głębokich zmian fizjologicznych (relaks, zwolnienie oddechu). Należy jednak pamiętać, że trans jest podłożem, wynika po prostu, z długotrwałego skupienia. I, jak w transie, treści psychiczne, myśli, emocje, a nawet intencje i reakcje, wydają się realniejsze niż w rzeczywistości. Pamiętaj, to tylko myśli, to tylko emocje. I mają wyłącznie taką wartość, jaką im przypisujesz. Dotyczy to zarówno tych pozytywnych (inspiracje, intuicje, „objawienia”), jak i negatywnych (słowa „krytyka”, nieprzyjemne wrażenia). I jedno i drugie może się pojawić, ale nie musi. Po prostu uświadom sobie, że to jest myśl, wspomnienie, wyobrażenie czy emocja, odpręż się i wróć do obserwacji oddechu, umysłu, otoczenia, w zależności od metody, którą stosujesz. Z medytacją jest jak ze słońcem i rośliną, za dużo jak i za mało słońca szkodzi. Przy czym słońcem jest twoja uwaga. Znajdź swój rytm, bądź delikatny... a w końcu będą efekty.
Afirmacje, modlitwy, autosugestia
Wpływają na zmianę przekonań poprzez powtarzanie pewnych zwrotów. Modlitwy również traktuję jako formę sugestii. Nie zamierzam się na razie wdawać w metafizyczne dyskusje nt. czy działają i jak działają. Modlitwy w większości przypadków, oprócz oczywistych próśb, wezwań, zawierają ukryte i jawne „założenia” odnoszące się do nas, naszego stanu, lub formy i możliwości sił wyższych. Przy czym pisanie, recytacja afirmacji oraz modlitwa, również wywołują stan transu. W przypadku tych pierwszych, poprzez przykucie uwagi do treści. Budujesz w ten sposób przekonania – dbaj, by w procesie tym uczestniczyła świadomość, staraj się wchodzić w dialog z własnym wnętrzem. Inaczej to będzie negatywnie rozumiana autohipnoza budująca ścianę między tobą, a twoim życiem. Pamiętaj, że modląc się, również budujesz i wzmacniasz swoje przekonania (patrz: dysonans poznawczy).
Medytacje aktywne, wizualizacja
Czyli wyobrażanie sobie różnych rzeczy. Kiedy to stosujemy, posługujemy się „prawopółkulowym” sposobem myślenia, raczej sennym, symbolicznym, niż takim, który znamy z normalnego funkcjonowania umysłu wyedukowanego w „racjonalnym” społeczeństwie. Podstawowe działanie: wyrabiają uważną, zaangażowaną świadomość, uczą doświadczać, zamiast myśleć o doświadczaniu.
Ale również symbolicznie lub bezpośrednio odpowiadają przekonaniom. Bezpośredniość to używanie wyobrażeń przyszłych sytuacji lub wspomnień przeszłych. Symboliczność wizji wzmacnia tę interpretację, którą jej nadajemy. Oczywiście odbywa się to w stanie transu. Tu tez trzeba pamiętać, że ta praca ma takie znaczenie, jakie jej nadajemy. Sama w sobie treść tych doświadczeń, to „sen”, ujawniające się nasze treści wewnętrzne. Nasze własne przekonania, wyobrażenia, uczucia, nawyki wyrażone w wewnętrznym marzeniu.
Reinterpretacja zdarzeń
Najczęściej stosowana w różnego rodzaju terapiach regresywnych. Polega to na obrabianiu, uzdrawianiu wspomnień i przekonań, które są przyczyną obecnych problemów, używane jest wizualizacyjne przypominanie wspomnień, modlitwy i afirmacje. Ta metoda dość szybko redukuje stres w chwili obecnej, poziom napięcia, jaki odczuwamy w związku z tematami związanymi z przeszłością (z naszymi wspomnieniami), co pozwala nawet na szybsze fizyczne uzdrowienie. Problemy pojawiają się, kiedy robimy to zbyt często lub/i z abstrakcyjnych przyczyn. Po prostu zaczyna się wtedy rozdzielać przeszłość „przerobiona” i „nieprzerobiona”. W sumie powoduje to duży rozdźwięk w chwili obecnej, formowanie „sztucznej” osobowości, filtru, o którym wspominałem. W zasadzie jest to sposób najbardziej „piorące umysł” podejście, może wprowadzać zmiany w psychice na bardzo głębokim poziomie . Stosowany z umiarem, „chirurgicznie”, kiedy dokładnie rozpoznajemy problem i jego przyczynę, działa świetnie jako metoda terapeutyczna. Zwłaszcza, że pozwala uświadomić trans regresywny, który spontanicznie przejawia się w teraźniejszości w wyniku zetknięcia z bodźcami przypominającymi te z przeszłości.
Terapii „reinkarnacyjnych”, hmm, nie będę omawiał. Uważam to za formę uzdrawiania symbolicznego, czy inaczej symboliczną formę reinterpretacji zdarzeń..
Abstrakcje, Bóg, Wyższe Ja, Siła Wyższa
Trzeba zauważyć, że Bóg, „siły wyższe”, etc. niezależnie od tego, czy istnieją czy nie, są postrzegane za pośrednictwem reinterpretacji zdarzeń. Doświadczasz czegoś, światła, przyjemności, widzisz jakąś sylwetkę (np. miłego staruszka na chmurce) i nazywasz to kontaktem z Wyższym Ja. Patrzysz w przeszłość i mówisz, aha, Wyższe Ja mnie prowadziło. Dzieje się coś, czego chcieliśmy. Mówimy: spełniły się nasze modlitwy. Warto pamiętać, że robimy to „na wiarę”, żeby nie powiedzieć „na pałę”. Takie stwierdzenia same w sobie to reinterpretacje, w dodatku wykraczające poza „lewopółkulową” świadomość i opierające się na symbolizmie, przynależne „prawej”. Co oznacza tyle, że istnieje większe prawdopodobieństwo „transu”, kiedy rozmawiamy na te tematy i, co więcej, większe prawdopodobieństwo „urealniania” sobie, sugestii i nadinterpretacji . Zamiast o „Siłach Wyższych” rozmawiamy bardziej o przekonaniach na ich temat, gdyż doświadczenia, które w ten sposób interpretujemy, są indywidualne. Po mimo wszystko mamy o czym rozmawiać - przeżycia bywają podobne, gdyż są to w miarę naturalne doświadczenia, oparte na naturalnych, „archetypowych”, przynależnych całemu gatunkowi reakcjach. W samej reinterpretacji nie ma nic złego. Problemem jest, kiedy pojawia się duży „dysonans poznawczy”, przekonania i działania stają się dogmatyczne i oparte na lękowych reakcjach obronnych, a to z rozwojem niewiele ma wspólnego.
Już jakoś tak zbudowana jest nasza psyche, że w głębszych, „transowych”, sennych poziomach świadomości, możemy doświadczać naszych punktów widzenia, postaw, myśli, emocji, jako zewnętrznych i autonomicznych w stosunku do nas. Warto pamiętać, że nasze doświadczenia z istotami wyższymi są symboliczne i że częściej niż z tymi istotami rozmawiamy, komunikujemy się z ich wizerunkami wewnątrz nas (jeśli wolisz: te wizerunki są „kanałami”, którymi się porozumiewamy), a ich zachowania określają nasze przekonania. Warto o tym pamiętać, gdy w medytacji „objawia się anioł” i wysyła z misją ratowania, nauczania świata.... co wbrew pozorom zdarza się często, bo wiele osób chce się czuć potrzebnymi i ważnymi. Oczywiście, „zasoby” płynące z takiej wizji można wykorzystać w celu zwiększenia własnej motywacji. Ale przy 100% utożsamieniu się z nią i dosłownej interpretacji , no cóż, życzę szczęścia :)
Wzmacnianie oczekiwań, myślenie „życzeniowe”
Służy wzmacnianiu motywacji, opiera się na wizualizowaniu przyszłych przyjemnych zdarzeń, nawet w celach ich kreacji. Wzmacnia motywację, „mobilizuje”, o ile związane jest z działaniami, które interpretujemy jako leżące w zasięgu naszych możliwości, wykonalnymi. Kiedy pojawia się tu „dysonans poznawczy”, kiedy za wysoko stawiamy poprzeczkę, jednocześnie podstawiając sobie kłody przekonaniami o przeciwnej treści (właśnie o tym, że za wysoko postawiliśmy poprzeczkę), prowadzi to prosto do kryzysu i poczucia bezsilności. Warto również uważać na ukryte za naszymi oczekiwaniami przekonania, kiedy plany i cele, które stawiamy sobie sami lub stawiają nam inni, motywowane są lękiem i strachem. Wtedy efekty są wprost przeciwne. Zamiast zwiększenia motywacji, następuje jej spadek lub, wielokrotnie tu przeze mnie wspominany, „dysonans poznawczy” w połączeniu z budowaniem „iluzorycznego ja”.
Rytuały
To specjalne działania, czynności wewnętrzne lub zewnętrzne, którym przypisujemy szczególną moc. W ten sposób, wzmacniamy oczekiwania i wywołujemy uczucia. Rytuałem może być którakolwiek z technik wpływania na własną psyche, które tu wymieniłem, oraz te, na które nie zwróciłem uwagi. A to, co się liczy, to świadome podejście do tego. Bardzo łatwo przejść od rytuałów, które wywołują emocje (w jakimś celu) do emocji, które wywołują rytuały. Innymi słowy, bardzo łatwo zmieniają się w zachowania kompulsywne, nerwicowe, które, zamiast uzdrawiać, podtrzymują „fałszywe”, irracjonalne przekonania. Po prostu, pracując z wnętrzem regularnie czy czyniąc coś swoim rytuałem (tu już trochę w kontekście nawyku), staraj się być świadomy co, po co i dlaczego robisz. I czy rzeczywiście to działa? Obserwuj rezultaty: jakie są? czy są? Być może twoje zachowania nijak się mają do twojego świata, czy to wewnętrznego, czy to zewnętrznego. Jeżeli na to uważasz, masz szansę to zmienić i nauczyć się przy okazji czegoś nowego lub wykonywać tę starą „technikę” w ulepszony sposób. Po prostu staraj się mieć zawsze elastyczne podejście i uważać na sygnały zwrotne. Jeśli twoim nawykiem stanie się ich nie zauważanie, to oderwiesz się od tego, co jest i na 99% to nie będzie działać, żebyś nie wiem jak się starał. Zamiast ze sobą, będziesz pracował po prostu z „fałszywą” nierealną osobowością, jeszcze bardziej ją wzmacniając.
Nie tylko ty się liczysz, czyli trochę o komunikacji z ludźmi
Pan Eric Berne, psycholog zresztą, wymyślił model komunikacji międzyludzkiej, analizę tranzakcyjną. W modelu tym określa się trzy poziomy, stany psyche, zgodnie z którymi się komunikujemy. Dziecko, Dorosły i Rodzic. Może już o tym słyszałeś? Jeśli nie, to podam ci to w wielkim skrócie. Dziecko to stan spontanicznych reakcji, żywotności, emocji i zachcianek. Rodzic komunikuje się przez zasady, nakazy, zakazy. Dorosły zaś jest elastycznym, przytomnym pośrednikiem, negocjatorem między dzieckiem, a rodzicem w dialogu wewnętrznym. Naucz się rozpoznawać te stany. W zrównoważonym rozwoju Dorosły zyskuje coraz większe znaczenie. To, co chciałem zauważyć, to to, że komunikując się z innymi w stanie Dziecka i Rodzica, jesteś podatny na sugestie, na nadużywanie tych stanów. Techniki manipulacji często mają cię wtrącać w te stany lub zawierają ukryte komunikaty skierowane do tych części twego ja. W terapeutycznych technikach jest większy nacisk na Dorosłego, choć oczywiście pracuje się również ze stanami Dziecka i Rodzica, zwłaszcza w przypadkach nierównowagi między nimi. Uważaj, by twe wewnętrzne Dziecko nie stało się rozkapryszonym małym tyranem, a Rodzic nie stał się strażnikiem twego psychicznego więzienia...
„Treści wewnętrzne”
Nasza psyche jest „wielowymiarowym” zjawiskiem łączącym nas ze światem. Nasze myśli, przekonania, intencje, uczucia, wewnętrzne wizerunki podlegają ciągłym przemianom, kształtowaniu i jest to proces naturalny. Jest bardzo indywidualny, ale można wyodrębnić w nim wzory, funkcje wspólne dla wszystkich. Opisać je można na wiele sposobów, jednak tutaj posłużę się kilkoma terminami z prac C. G. Junga, by pokazać ci kilka spraw kluczowych dla rozwoju (i dla prania mózgu też).
Pierwsza, najbardziej zewnętrzna część, persona. W zasadzie zespół naszych nawyków w autoprezentacji i komunikacji z ludźmi. Obraz nas, który widzą inni. Kiedy persona jest elastyczna, sprawna, zachowujemy się odpowiednio do okoliczności. Kiedy zaś zaczyna być zbyt mocna lub przerysowana, przesłania nam rzeczywistość, staje się fałszywą osobowością. Zwracaj uwagę na sygnały zwrotne z otoczenia (przerysowany przykład: jeśli nie jesteś modelką, a wybierasz się do pracy w bikini, to coś jest nie tak). A jeśli chodzi o ludzi dookoła, grupy, unikaj tych, w których liderzy mają zbyt rozbudowaną personę, przesadnie kreują się na kogoś innego. Przesadnie, bo np. normalni terapeuci, też oczywiście mają zawodową personę... ale jest ona zazwyczaj dość elastyczna, w różny sposób podchodzą do różnych ludzi.
Dobrze, zajmijmy się na razie głębszymi wzorami, treściami naszego Ja (o samym „ja” później). Najbardziej rzutuje na nas to, czego nie zauważamy, co staramy się upchnąć po kątach, nasze lęki, nasze słabostki, skryte pragnienia, ale również pozytywne strony naszego Ja, które nie pasują do naszego obrazu nas samych. To nasz Cień. Cień nadaje głębi naszemu życiu, o ile z nim pracujemy. Cień nieuświadomiony, zepchnięty jak większość naszych wewnętrznych wzorów, jest przenoszony na nasze otoczenie. Kiedy wypieramy Cień, „negatywne” części własnego zauważamy u innych w otoczeniu, obwiniając wszystko i wszystkich. Już nie my się boimy, to ONI są zagrożeniem. Nie my się denerwujemy, ale ONI nas denerwują. Widzisz różnicę? My jesteśmy OK, oni – NIE. To podstawa „sekciarskiej” świadomości. Cień w wizjach pojawia się jako coś zagrażającego nam. Np. jako „pełna mocy” istota, której się boimy, która nas atakuje. Przy okazji: jeśli wymiar energii jest jednym ze „snów”, poziomów wizji, to o czym świadczą tezy o „magicznych, energetycznych atakach”?
Anima i Animus, czyli wewnętrzne obrazy „płci przeciwnej”, Animus to „męskie” treści, cechy u kobiety, Anima to wewnętrzna kobieta u mężczyzny. Ich integracja, uświadomienie i uzdrowienie pomaga tworzyć szczęśliwe związki z płcią przeciwną... Natomiast kiedy są zrepresjonowane lub nieuświadomione, wywołują stany zauroczenia, w najmniej korzystnych chwilach i osobach. W kontekście sekty np: za kobietę zaczyna myśleć guru, a za kobietą podąża zazdrosny facet, zaczynający rywalizować z guru w bełkocie Sprawa nabiera pieprzyku, gdy kobiecie przyśni się sen, w którym odbywa „stosunek astralny” z guru-Animusem, co zazwyczaj powoduje wzrost zafascynowania niezwykłą mocą guru... i wzrost chęci rywalizacji u faceta, który również chce być wyjątkowy. Sprawa nabiera echa, no i guru zaczyna się robić coraz bardziej popularny, zarówno u pań (bo realizuje to, czego im brakuje), jak i u panów (bo chcą również nauczyć się tej astralnej techniki podrywania). W wersji optymistycznej kończy się tak, że osoby, które znajdą partnera wypadają z grupy (by się nim zająć), zaś w wersji pesymistycznej guru zaczyna nadużywać kobiet, w dodatku przekonuje je do werbunku nowych ludzi... i nowa rozrywkowa sekta gotowa. Innymi słowy, dbaj o własne związki i o swój stosunek do związków. I pamiętaj, że seks i uwodzenie to bardzo silne środki odurzające... zwłaszcza, jeśli myślisz, że jesteś „ponad to”.
Dobrze, zajmijmy się „postaciami manicznymi”: Wielką Matką i Starym Mędrcem. Wielka Matka to archetyp miłości, odczuwania błogości i spełnienia. Stary Mędrzec dotyka tematu mądrości, logicznego myślenia i poczucia sensu życia. One są wewnętrznymi obrazami twojej własnej Jaźni, choć spotkać je można „zewnętrznie” w snach, na poziomie symbolicznym. Zawierają twoje cechy, twój potencjał, który realizujesz, jeśli rozwijasz z nimi kontakt i uznajesz reprezentowane przez nie wartości jako wewnętrzne. Dzięki twój rozwój staje się niezależny od osób i okoliczności zewnętrznych. Jednak kiedy tłumisz te cechy lub jeśli uważasz, że nie posiadasz, nie uznajesz ich znaczenia, zaczynasz ich szukać na zewnątrz. Przy czym z zewnątrz przychodzą w obcej ci postaci... jednocześnie do pewnego stopnia „opętując” cię od wewnątrz. Stłumiona Wielka Matka urządza nam „love bombing”, bombardowanie miłością, coś, co powoduje, że przywiązujesz się do grup rozwojowych i do sekt.... ”bo ludzie są tam bardzo mili i mnie rozumieją”. Stary Mędrzec zaś występuje zewnętrznie w postaci „guru”, osłabiając jednocześnie twoją odporność na irracjonalne stwierdzenia z jego strony, „bo on jest wcieloną mądrością”, „bo on jest tak rozwinięty”. Dla odmiany te postacie wewnątrz nas urządzają nam wrażenia szczytowe, chwile wglądu „rozumienia”, odczuwania miłości i jedności z wszechświatem. Te zjawiska są normalne, kiedy wsłuchujemy się we wnętrze, są częścią naszego ludzkiego doświadczenia. Jednak często są interpretowane jako dowód postępu w praktyce czy mocy guru... Nie jesteś nikim wyjątkowym, kiedy ich doświadczasz, choć wtedy może ci się wydawać co innego. To poczucie wyjątkowości, ważności jest raczej kompensacją zwykłej niskiej samooceny w chwilach innej „zwykłej” pracy umysłu. Jesteś wyjątkowy i ważny, ale na równi ze wszystkimi. Każdy jest jedyną niepowtarzalną ludzką indywidualnością.
Ja i nie Ja
Zajmijmy się tym poczuciem indywidualności, tożsamości, Ego, jak niektórzy nazywają. Tu oczywiście są również różne definicje i różne podejścia. Według różnych szkół rozwój różnie wygląda. Niekiedy nawet dąży się do porzucenia poczucia Ja. W sekciarskich podejściach porzucenie lub uzdrowienie ja jest synonimem zachowywania się jak grupa, nawet kiedy „jawnymi” działaniami grupy są pomoc i działanie dla świata. W terapeutycznych, chodzi o ukształtowanie go tak, by radośnie i sprawnie żyć. W „duchowych” - by podporządkować się sile wyższej, odkrywając tym samym nasze „prawdziwe Ja” (również motyw sekciarski, gdy prawdziwe ja ma działać i być zgodne z wyobrażeniami lidera). To jest temat ocierający się o pytania, kim i czym jesteśmy? Nie umiem dać na nie odpowiedzi. Ostatnie 10 tysięcy lat nie dało jednoznacznej odpowiedzi, więc nie spodziewam się, żebym coś sensownego w 10 sekund wymyślił. Wydaje mi się, że sposoby w jakie kształtujemy naszą tożsamość, w praktyczny sposób możemy poznać jedynie przyglądając się, jak to robimy i ewentualnie robiąc to inaczej. Ale to już jest indywidualne wyzwanie, dla mnie i dla ciebie osobno.
Pranie mózgu-rozwinięcie zagadnienia...
Termin "pranie mózgu" jest tłumaczeniem terminu hsi nao (prać mózg) i zostałzaczerpnięty z języka chińskiego. Osobą odpowiedzialną za wprowadzenie tego terminu do potocznego języka jest korespondent wojenny Edward Hunter. Posłużył się nim po raz pierwszy, opisując sposoby, którymi Chińczycy doprowadzali do całkowitej zmiany poglądów i systemu wartości amerykańskich jeńców wojennych wziętych do niewoli podczas wojny w Korei. Powracający po zakończonej wojnie synowie narodu amerykańskiego nierzadko okazywali się zagorzałymi komunistami.
Analiza metody stosowanej w chińskich obozach jenieckich wykazała, że opierała się ona w głównej mierze na zjawisku
dysonansu poznawczego
i odbywała się (wbrew wyobrażeniom) dość łagodnie. Łagodne traktowanie dawało zresztą najlepsze, najtrwalsze w sensie zmiany postaw efekty. Jeńca podczas rozmowy pytano po prostu o to, czy dostrzega jakieś niedoskonałości systemu politycznego panującego w Stanach Zjednoczonych. Przeciętny, rozsądny człowiek nie miał powodów, żeby twierdzić, że system jest idealny. Wskazywał na dość wysoką przestępczość jako cenę demokracji lub wspominał o segregacji rasowej. Rozmówca z zainteresowaniem wypytywał o szczegóły, prosił o podawanie przykładów. Po pewnym czasie wracano do rozmowy, następnie proszono jeńca o zapisanie tego, o czym opowiadał. Następnie wykorzystywano taki materiał (lub jego fragmenty) w dyskusji z innymi więźniami, w obozowym radiowęźle lub jako materiał propagandowy w innych obozach. W ten sam sposób sekwencja mogła rozwijać się od prośby o określenie przynajmniej jednej pozytywnej rzeczy w komunizmie. W konsekwencji takich rozmów i działań więzień sam dochodził do wniosku, że oto kolaboruje z wrogiem. To stwarzało silny dysonans i konieczność jego redukcji. Faktom niestety nie dało się zaprzeczyć...
Chińczycy byli chyba pionierami w zakresie zastosowań technik wywierania głębokiego wpływu na myśli i przekonania. Już w 1929 roku Mao Tse Tung posługiwał się określeniami: kontrola umysłu czy kontrola myśli. Tutaj zresztą zaczyna się kolejna dyskusja. Otóż część znawców problematyki uważa, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy "praniem mózgu" a tzw.
kontrolą świadomości.
Różnica między tymi technikami ma rzekomo dotyczyć jawności ingerencji w psychikę innych. W przypadku prania mózgu mamy do czynienia z brutalnym procesem indoktrynacji, natomiast w przypadku kontroli umysłu z zabiegami realizowanymi nie wprost. Jako podstawową różnicę wskazuje się fakt, że "prania mózgu" dokonuje się przemocą, a osoba poddana mu nie ma wątpliwości, że znajduje się w rękach wroga. Nieodłącznym elementem są tortury i znęcanie się nad więźniem.
Tak rozumiane "pranie mózgu" nie zawiera w sobie niczego niezwykłego. Osoba zamknięta, torturowana ulega swoim oprawcom, współpracuje z nimi ze strachu, natomiast kiedy znikają te zewnętrzne uwarunkowania, powraca dość szybko do swoich poprzednich poglądów. Nie tak odbywało się pranie mózgu w chińskich obozach i nie o tym pisał Edward Hunter. Klasycznym, wręcz podręcznikowym, przykładem skutecznego prania mózgu jest Patty Hearst, córka potentata prasowego, porwana przez członków Symbiotycznej Armii Wyzwoleńczej (SLA). Dwa miesiące po porwaniu wyemitowano w telewizji nagrane na taśmie magnetofonowej oświadczenie wraz z dołączonym zdjęciem 19-letniej "Tani" (bo taki przybrała pseudonim) z karabinem maszynowym w rękach na tle flagi SLA.
Patty poprzedziła swe oświadczenie uwagą, że "mówi to, co czuje", że używa swych własnych słów i że nie była w żaden sposób poddana "praniu mózgu", działaniu narkotyków, torturowana, hipnotyzowana ani w żaden inny sposób oszołomiona. Następnie oskarżyła ojca o "zbrodnie przeciw ludzkości" oraz ogłosiła, że zrywa ze swym narzeczonym, stwierdzając: "Zmieniłam się – dorosłam. Stałam się świadoma i nie potrafię powrócić do takiego życia, jakie prowadziłam poprzednio. (P. G. Zimbardo, F. R. Ruch Psychologia i życie [1994] PWN)
Patty Hearst "działała" około 19 miesięcy. W tym czasie brała udział w nielegalnych akcjach zbrojnych, jak również w napadzie na bank. Jej proces był sensacją, bowiem główną linią obrony było założenie o przeprowadzonym "praniu mózgu". Niestety, sąd zrozumiał "pranie mózgu" tak, jak rozumieją je znawcy, odróżniający je od kontroli świadomości, i uznał Patty winną napadu na bank, nie mogąc zgodzić się z koncepcją przymusu pod nieobecność porywaczy (większość z nich zginęła rok wcześniej).
Wracając do głównej myśli, do rozróżnienia pomiędzy "praniem mózgu" i "kontrolą świadomości", chciałbym podkreślić, że nie istnieje technologia trwałej zmiany postaw i poglądów, opierająca się tylko i wyłącznie na przymusie, groźbach i torturach. Zawsze nieodłącznym jej elementem będą metody łagodne, manipulacje subtelnie kontrolujące myśli. Dopiero wówczas możliwe będzie zrozumienie wpływu, a nawet przymusu, jaki wywierali na Patty nieżyjący od roku porywacze. Traktując zatem zagadnienie "prania mózgu" i "kontroli świadomości" jako tożsame, przyjrzyjmy się tajnikom tej diabelskiej pralni, zwracając uwagę również na pewne różnice w ich zastosowaniu.
Rzeczywiście, pierwszy kontakt z grupą lub jednostkami, których celem jest indoktrynacja, bywa bardzo różny. Sekty religijne dość często stosują na początku tzw. bombardowanie miłością, zaś organizacje zdobywające swoich zwolenników siłą (obozy jenieckie, niektóre organizacje terrorystyczne), stosują sekwencyjną huśtawkę emocjonalną. Efekt jest w zasadzie ten sam – pozytywne nastawienie do grupy bądź do osoby manipulującej.
Przyjrzyjmy się teraz poszczególnym etapom indoktrynacji. Kiedy adept ma za sobą pierwszy kontakt, kiedy w ten, czy inny sposób wytworzono u niego pozytywne nastawienie, następuje procedura, która składa się z trzech zasadniczych etapów:
etapu rozmrażania,
przekształcania i ponownego zamrażania. Procedura ta jest stosowana zarówno w technologii "prania mózgu", jak i w procedurze kontroli świadomości. Pierwszy etap jest niczym innym, jak wywołaniem zakłócenia. Istotne zakłócenia równowagi spowodowane są podważeniem prawdziwości wizji świata stworzonego przez jednostkę i dostarczeniem nadmiaru informacji. Często w tym celu wykorzystuje się metodę tzw. gorącego stołka. Metoda wymyślona została przez psychoterapeutów dla celów terapeutycznych i jest stosowana podczas treningów interpersonalnych pod ścisłą kontrolą terapeuty. Osoba poddawana oddziaływaniu zajmuje miejsce pośrodku kręgu, a uczestnicy spotkania zadają pytania. W sektach takie zdarzenie przybiera formę publicznej spowiedzi, a pytania uczestników nierzadko mają na celu doprowadzenie jednostki do przekonania, że jest nie dość silna duchem, że ma jakieś okropne wady, a jej problemy są wynikiem popełnionych grzechów. Jednostka, która zwątpiła w swoją wizję świata (obecność wielu innych, którzy wierzą w alternatywną koncepcję, sprzyja takim wątpliwościom), powoli obojętnieje i zaczyna przejmować punkt widzenia otaczającej ją grupy. Jako dodatkowe praktyki na etapie "rozmrażania" stosuje się również izolację, wyjazd w ustronne miejsce, wspólne modlitwy. "Rozmrażaniu" sprzyja także ścisła kontrola zachowania i przepływu informacji.
Kiedy jednostka jest już wystarczająco "rozmrożona", przechodzi się do
etapu przekształcania.
Polega on na formowaniu nowej tożsamości. I tutaj nie ma już miejsca na przymus, metody siłowe. W tej fazie "pranie mózgu" jest tożsame z kontrolą świadomości. Opisy stosowanych na tym etapie procedur wskazują najczęściej, że jednym z najpotężniejszych narzędzi zmiany bądź utrwalenia poglądów jest dysonans poznawczy.
Dość często w sektach religijnych wykorzystuje się różnego rodzaju "cuda" i inne "doświadczenia duchowe". Służą do tego celu informatorzy, którzy dostarczają wiadomości o życiu nowicjusza po to, żeby potem przywódca sekty mógł "czytać w myślach". Powszechną praktyką jest również wprowadzanie wyznawców w różnego rodzaju odmienne stany świadomości, które są niezwykle przekonywujące.
Kiedy członek sekty został już odpowiednio "przekształcony", dochodzi do
etapu ponownego zamrażania.
Ten etap ma prowadzić do całkowitej internalizacji (uwewnętrznienia) nowego systemu wartości. Żeby do tego mogło dojść, należy całkowicie zaprzeczyć dawnej tożsamości. Często w tym celu żąda się od nowicjusza znieważenia swojego dotychczasowego "ja". Nierzadko i tutaj stosuje się metodę "gorącego stołka". Publiczne potępienie własnych przekonań ponownie uruchamia dysonans poznawczy. Wykorzystanie dysonansu polega również na tym, że świeżych adeptów bardzo szybko obciąża się obowiązkiem "nawracania" i rekrutacji nowych członków. Gdyby spojrzeć na to z punktu widzenia public relations sekty, rzecz wydaje się absurdalna. Oto wysyłane zostają w teren osoby zupełnie nieprzygotowane, nie znające dokładnie doktryny! Tyle, że nie chodzi tutaj o stworzenie pozytywnego wizerunku sekty w otoczeniu. Istotą tych działań jest wzmocnienie i utrwalenie chwiejnych jeszcze poglądów adeptów. Jeśli mają jakiekolwiek wątpliwości, to znikną one po dziesięciokrotnym odpowiadaniu na podobne zarzuty pojawiające się w ustach osób werbowanych.
Dysonans poznawczy służy również
w sytuacjach ekstremalnych.
Cechą charakterystyczną sekt religijnych jest to, że przepowiadają one od czasu do czasu jakąś zagładę, potop, koniec świata lub tym podobne ostateczne zdarzenia. Leon Festinger, autor koncepcji dysonansu poznawczego, opisał podobną sytuację, w której on sam i jego współpracownicy wzięli udział jako tzw. obserwatorzy uczestniczący. Lider sekty czcicieli latających spodków zapowiedział potop. Utrzymując mentalny kontakt z istotami pozaziemskimi, uzyskał od nich informację o dacie tego wydarzenia, jak również o sposobie, w jaki mieli zostać uratowani członkowie sekty. Wyznawcy porozdawali swój dobytek i zebrali się razem w miejscu, skąd kosmici mieli ich ewakuować, chroniąc przed zagładą. Przez całą noc do świtu trwali w oczekiwaniu na pojazdy kosmiczne i zapowiadany potop. Kataklizm nie nastąpił, a najbardziej zdumiewające było to, że większość członków sekty wzmocniła swoją wiarę i związek z sektą. Czyż to nie zdumiewające?
Nasze zdumienie bierze się stąd, że przywykliśmy patrzeć na zdarzenia z własnej perspektywy. W tym przypadku z perspektywy czytelnika, który siedzi spokojnie we własnym fotelu, czyta książkę i prawdopodobnie nie jest członkiem żadnej sekty. Spójrzmy jednak z perspektywy ludzi, którzy zaangażowali się w zdarzenia całkowicie i publicznie (sprawa dość mocno nagłośniona). Przyznanie się do faktu, że padło się ofiarą oszustwa, byłoby w tym wypadku jednoznaczne ze stwierdzeniem, że oto zrobiłem z siebie kompletnego idiotę. O ileż korzystniejsze było w tym momencie wyjaśnienie podane przez lidera sekty – oto całonocne czuwanie grupy wiernych wyznawców spowodowało, że Bóg ocalił świat przed zniszczeniem. Nakaz otrzymany od kosmitów, aby upublicznić tę nowinę, spowodował, że wszyscy zaangażowali się w głoszenie "prawdy", co nie tylko zredukowało ich dysonans, ale dodatkowo wzmocniło wiarę.
Wróćmy jednak do codzienności diabelskiej pralni. Na etapie ponownego zamrażania wzmacnia się
nową tożsamość
członka grupy poprzez nadanie mu nowego imienia, czasami i nazwiska. Bardzo często przywódca bywa nazywany ojcem. Więzy grupowe upodabnia się do więzów rodzinnych. Nowicjuszowi często zaczyna towarzyszyć duchowy brat – członek sekty o bardziej "zamrożonej" tożsamości. Zmusza się go do przekazania sekcie swoich dóbr materialnych. Jeśli to uczyni, staje się nie tylko ubezwłasnowolniony, ale włącza się kolejny dysonans. Trudno już wówczas przyznać się do błędu, następuje cementowanie związku z grupą i utrwalanie przekonań. Potworną siłą jest również konformizm grupowy. Każda czynność jest oceniana przez grupę, a wszelkie nonkonformistyczne zachowania natychmiast tępione.
A jednak, pomimo stosowania psychologicznie wyrafinowanych metod manipulacji, zdarza się, że członkowie sekt zaczynają wątpić. Przywódcy świadomi takich niebezpieczeństw są przygotowani na taką ewentualność. Służy temu kolejny pakiet manipulacji.
Pakiet manipulacji
Bardzo dobrze nadaje się do tego opisywana wcześniej huśtawka emocjami:
Życie w sekcie przypomina jazdę kolejką linową. Każdy z jej członków balansuje między poczuciem szczęścia, jakie daje możliwość zgłębienia "prawdy" dostępnej tylko wąskiemu gronu wtajemniczonych, a przytłaczającym poczuciem winy, strachem i wstydem. (...) Miotając się między takimi skrajnościami człowiek niemal całkowicie traci zdolność prawidłowego funkcjonowania. (...) Celowo zakłóca się równowagę emocjonalną, chwaląc ludzi w jednym momencie po to, by za chwilę ich zganić. Takie niewłaściwe wykorzystanie technik kształtowania postaw, jakimi są kary i nagrody, powoduje, że człowiek zaczyna czuć się bezradny i całkowicie zależny od grupy. (S. Hassan – Psychomanipulacja w sektach)
Inną metodą kontroli jest wywoływanie lęku związanego z myślą o odejściu z sekty. Członkom grupy opowiada się niestworzone historie lub rozpuszcza się plotki o ludziach, którzy opuścili sektę. Zawsze historie te kończą się tragicznie dla odchodzących. Grupa doprowadza swoich członków do panicznego strachu przed opuszczeniem sekty. W skrajnych przypadkach stosuje się jeszcze poważniejsze zabezpieczenia. Działająca w Polsce sekta "Niebo", tak oto związuje z sobą wyznawcę: Powiedzcie z czego żyjecie? Kacmajor odpowiedział: "darowizn, a czasem z kradzieży" (...) Okazało się, że kradzieże miały w sekcie znaczenie religijne. "To metoda na zabicie w nich lęku" – wyjaśniał Kacmajor. (W. Orliński – Gazeta Wyborcza, 21–22 czerwca 2000)
Łatwo sobie wyobrazić, jakiego "haka" ma przywódca w odpowiedzi na ewentualny brak lojalności wyznawcy. W ten sam sposób zresztą wykorzystuje się fakty uzyskane podczas publicznych spowiedzi. Czasami przecież okazuje się, że
ktoś popełnił jakiś czyn niezgodny z prawem. Do szantażu dochodzi jednak dość rzadko. Jeśli przywódcy nie popełniają zbyt wielu błędów, mają zapewnione wsparcie grupy, albo raczej presję wywieraną na każdego członka sekty i jego nową tożsamość, która często skuteczniej od szantażu "chroni" go przed zwątpieniem.
Podsumowując – "pranie mózgu" nazwane czasami kontrolą świadomości, nie jest jakąś szczególną czy też odmienną techniką manipulacyjną. Jest raczej procedurą, która zawiera w sobie sekwencje znanych technik manipulacyjnych. Procedura ta nie jest sztywna i w wielu przypadkach może dość znacznie różnić się od tutaj opisanej. Taki sam jest jednak efekt jej zastosowania – całkowita indoktrynacja ofiary do utraty tożsamości włącznie.
Pranie mózgu-ogólne informacje...
Pranie mózgu - (nazywane także reformą procesu myślenia albo reedukacją) termin używany na określenie działań przymusowych albo o charakterze dobrowolnym mających na celu zmianę poglądów lub zachowań jednej lub większej liczby osób. Dyskusyjne jest to, od jakiego momentu działanie nakierowane na zmianę osobowości należy uznać za pranie mózgu.
Zazwyczaj pranie mózgu stosuje się dla celów politycznych lub religijnych.
Geneza.
Po raz pierwszy termin pranie mózgu pojawił się w obiegu społecznym w USA w czasie wojny koreańskiej w latach 50. XX wieku jako wyjaśnienie zachowania amerykańskich żołnierzy, którzy po okresie przebywania w niewoli przechodzili na stronę komunistów. Pranie mózgu wykorzystywane było przez chińskich komunistów do spowodowania głębokich i trwałych zmian w zachowaniu ludzi z ich szeregów, którzy następnie mieli w podobny sposób wpływać na zachodnich jeńców wojennych w Chinach, jak i do pozbawiania ich zdolności do skutecznego organizowania się i stawiania oporu. W Korei pranie mózgu u więźniów z krajów zachodnich przyniosło pewne sukcesy propagandowe, jednak głównym celem armii chińskiej było zmniejszenie liczby strażników potrzebnych do pilnowania więźniów, dzięki czemu więcej żołnierzy mogło być skierowanych na pole bitwy.Współcześnie.
Obecnie termin pranie mózgu jest stosowany także do innych metod perswazji, a nawet do skutecznego użycia zwykłej propagandy. Termin ten często jest używany na określenie metod nawracania stosowanych przez ruchy religijne, m. in. sekty.sobota, 8 grudnia 2007
czwartek, 6 grudnia 2007
"Buszujący w zbożu"
Autor:Salinger Jerome David
Tytuł oryginalny: Catcher in the Rye
Język oryginału: angielski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura współczesna zagraniczna
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 1951
Rok pierwszego polskiego wydania: 1961
Ta książka pomaga. Niekoniecznie tylko szesnastolatkom. Jest dla wszystkich, którzy obserwują życie i świat i czują się zagubieni. Mają marzenia, ale jeszcze niesprecyzowane. Są w czymś dobrzy, ale nie mają odwagi za tym podążyć. Mają bliskich, ale ci bliscy ich nie rozumieją. Mają wreszcie najukochańszą osobę i pragną z nią siedzieć w ciemnym pokoju i rozmawiać. Zatrzymać tę chwilę na zawsze. Żeby przed nami majaczyła droga, ale żebyśmy nigdy nie musieli w nią wyruszyć. W istocie bowiem Holden waha się między tym, co kocha, a czego chce od niego świat i inni ludzie. To historia chłopca, który mógł się łatwo w życiu zgubić i popaść w najgorsze tarapaty, ale jego osobista, dziecięca jeszcze chyba, mądrość i bystre obserwowanie ludzi ocaliły go ostatecznie. Gdzieś podświadomie musiał czuć, że i dla niego jest miejsce w tym świecie. Chociażby tylko miejsce obserwatora. To przecież bardzo dobra rola dla pisarza, którym się zapewne stał. Jego buszowanie w zbożu to jakieś miejsce w wyobraźni, gdzie rozpaczliwie próbuje się ocalić życie innych dzieci i swoje własne marzenia. Gdzie się chce przekroczyć jakąś barierę wieku dojrzewania, ale nie ma się jeszcze odwagi wkroczyć w świat dorosłych.
To naprawdę komiczna, ale też bardzo refleksyjna historia chłopca, który sam musiał sobie poradzić ze światem. To nie był ani bunt, ani alienacja. To było zwyczajne zdumienie, zagubienie, nierzadko zakłopotanie. To odwieczne pytanie: "Co z tym fantem zrobić?".
wtorek, 4 grudnia 2007
PIH - Nigdy już nie wróci
Tekst piosenki:
1.
Czwarta nad ranem
Oczy niewyspane
Nie mogę zasnąć za oknem płacze deszcz
To do Ciebie wiesz
Czy mnie pamiętasz?
To najszczerszy tekst pisze go od serca
Samotność jak gorączka nocą dopada
Sam na sam z bezsennością bez skutku się zmagam
Myślę o Tobie i jakoś nie mogę przestać
Cały mój świat w Twojej osobie się streszczał
Robiliśmy błędy jesteśmy ludźmi
Życie nie pomogło ? Kto co mogłoby nas poróżnić
Los wypowiedział wojne nam nie było reguł
Tylko konwulsyjny puls codziennego biegu
Każde niepotrzebne słowo do dzisiaj przeklinam
To smutne na co dzień człowiek się zapomina
W końcu zastaje dom pusty zresztą sama wiesz
Nie pożegnałaś sie chciałaś uniknąć łez
Ref:
Ja wiem że lepiej byłoby nie czuć nic albo cofnąć czas
Nie chce z tym tak żyć widocznie tak być musi
Nigdy nigdy nigdy nigdy już nie wróci
2.
Wsiadam do pociągu gdziekolwiek mnie zabierze
Żałuje tylko że ty mnie nie odbierzesz
Nie na tą stronę spadła życia moneta
Na końcu podróży nikt na mnie nie czeka
Nazajutrz plusk pustego łóżka
Cisza wokół i wódka która nadal parzy w usta
Biegne przed siebie nieznaną mi drogą
Nie wiem gdzie po co i nie wiem dla kogo
Nie mam już Ciebie Największa strata
Nienawidzę za to siebie życia i całego świata
Jeszcze raz zatańcz ze mną bo chce to przeżyć
Znam prawde ale nie chce przestać wierzyć
Dlaczego? Mój i twój świat się zderzył
Najgorsze że na te pytania są odpowiedzi
Te dni się skończyły a koniec jest końcem
Życie życiem jaka róża takie kolce
Ref:
Ja wiem że lepiej byłoby nie czuć nic albo cofnąć czas
Nie chce z tym tak żyć widocznie tak być musi
Nigdy nigdy nigdy nigdy już nie wróci
3.
Pamiętam jak się uśmiechałaś jak zasypiałaś
Delikatną gre mięśni Twojego ciała
Styczniowy deszcz tworzył na gałęziach drzew sople
W powietrzu parował Twój ciepły oddech
Czułem Twój smak byłaś dla mnie tak bliska
Twoje wilgotne włosy obok mojego policzka
Bezpowrotna przeszłość dlatego mnie smuci
To wszystko minęło nigdy już nie wróci
Ref:
Ja wiem że lepiej byłoby nie czuć nic albo cofnąć czas
Nie chce z tym tak żyć widocznie tak być musi
Nigdy nigdy nigdy nigdy już nie wróci