sobota, 27 października 2007

YETI-człowiek śniegu.



Na owłosionego, rudego "człowieka śmiegu" natknęło się w ostatnich stu latach około 2000 osób. Ale czy przypadkiem rudy nie jest fałszywy?

Yeti musi chyba lubić „spotkania na szczycie", bo pokazuje się głównie w wyższych partiach gór (Himalaje, Pamir, Kaukaz).
Jednak protokołu dyplomatycznego nie przestrzega: straszy ludzi, pogwizduje, kradnie jaki (zwierzęta podobne do kóz) i znika. Przedtem zostawia swoje ślady.
Kiedyś porywał kobiety, ale to było dawno i zdążył się ucywilizować. W końcu rzekomo ma w sobie coś z człowieka.

Małpa czy miś?

Zgodnie z relacjami świadków, yeti to „duża małpa" lub „stwór przypominający niedźwiedzia". Porusza się szybko i nawet uciekając przybiera pozycję wyprostowaną (odwrotnie niż małpy i niedźwiedzie). Swoją karierę w świecie zwierząt tak rzadkich, że być może po prostu nieistniejących, zawdzięcza posądzeniu, że jest jakąś nie do końca wymarłą linią przodków człowieka.
Można więc powiedzieć, że yeti stał się sławny nie tylko dzięki ludziom, którzy ubarwiali lub zmyślali relacje o spotkaniach z „człowiekiem śniegu", ale dzięki podobieństwu do ludzi. Według naukowców zajmujących się wymarłymi zwierzętami, to mityczne stworzenie, o ile w ogóle istnieje, jest niedźwiedziem himalajskim. A to dlatego, że jego opisy nie pasują do niczego innego, co się rusza i jest owłosione. Owszem, coś takiego istniało, ale wymarło zbyt dawno, by mogło przetrwać i zostać ponownie odkryte jako yeti.
Mowa o gigantopiteku - wielkiej człekokształtnej małpie, która wymarła 400 tysięcy lat temu.

Umarł i żyje

Władze chińskie wyznaczyły nagrodę za schwytanie yeti, ale nikt się po nią nie zgłosił. Przed dwoma laty Chińczycy wydali więc komunikat, że yeti wymarł. Ale doniesienia o „pośmiertnych" spotkaniach yeti z ludźmi napływają nadal. A ich tradycja ma już z górą 2000 lat. Tyle liczą najstarsze relacje pisane na temat „dwunożnych, owłosionych stworów".

Zdradzają go stopy

Do dzisiaj nie ma żadnych materialnych dowodów na istnienie yeti, poza zdjęciami stóp. Jego słynny skalp, udostępniony badaczom w łatach 60. przez klasztor Szerpów w Khumjung, okazał się skórą jaka. Szkielety łap yeti, które himalaista Reinhold Messner otrzymał od mieszkańców Azji środkowej, są szczątkami niedźwiedzi.
Film, nakręcony w lasach Kalifornii, przedstawiający uciekającą Wielką Stopę (kanadyjsko-amerykańskiego odpowiednika yeti) też okazał się lipą.
Był świetny, bo miał... scenariusz, a istota, którą przedstawiał, była przebranym człowiekiem. Zbliżenie ujawniło zamek błyskawiczny!
Co więc pozostało zwolennikom istnienia yeti? Mogą pojechać w Himalaje, spotkać się z nim osobiście i namówić na wyjście z podziemia (a raczej zejście z gór).

Polski trop

Alpinista i podróżnik Jerzy Surdel nie wierzył w yeti. 4 listopada 1974 r. yeti postarał się, by zmienił zdanie.
Było to podczas wyprawy na Lhotse (Himalaje). Polak natknął się na dziwne ślady odciśnięte w śniegu. Zostawiły je istoty znacznie cięższe niż człowiek. Jedna z nich musiała mieć pokaźne rozmiary, druga zaś była „dzieckiem". W miejscach łatwiejszych do pokonania stworzenia szły obok siebie, na trudniejszych odcinkach „yeciątko" brnęło po śladach dorosłego yeti. Alpinista ruszył tym tropem, ale odciski wielkich stóp urwały się na gładkim stoku lodowca. Surdelowi pozostało tylko sfotografować ślady.

Włoski trop

Himalaista Reinhold Messner natknął się na yeti w 1986 r. w Tybecie. Dwukrotnie zobaczył go z daleka.
Wtoch opisał yeti jako „olbrzymią istotę na dwóch nogach". Natknąt się na ślady i usłyszał gwizd mrożący krew w żytach. Opisał też jej zapach: „czosnku, zjetczałego tłuszczu i gówna".
Messner poznał wszystkie legendy o człowieku śniegu i przez 10 lat próbował wyjaśnić jego zagadkę. Sam Messner, mocno zarośnięty, został uznany przez azjatyckiego koczownika za... yeti. Po latach badań oświadczył, że yeti jest po prostu niedźwiedziem.


Brak komentarzy: